Dziś ogłoszono stan wojenny w Warszawie i powiecie warszawskim – na jak długo, nie wiadomo.. tymczasem życie z różnych względów jest utrudnione, natomiast prawdopodobne jest, że strejki ustaną, albowiem zmuszenie do nich za pomocą terroru i rewolwerów będzie sądzone przez sądy wojenne, które nie żartują. Różnica jest np. taka, że gdy przy robotniku znajdowano rewolwer – wedle sądów cywilnych mógł być skazany na 10 r. kary, a sąd wojenny może go nawet kazać rozstrzelać. Stan wojenny daje też władzę dyskrecjonalną rewizji, wysłania, aresztowania etc. - dziś ma się odbyć więc rodziców, na który uzyskano pozwolenie, ale czy się odbędzie i czy pozwolenie nie upadło przez ogłoszenie stanu wojennego – nie wiem. Większosć rodziców streik szkolny potępia. -
Warszawa, Królestwo Polskie, zabór rosyjski, 25 sierpnia
Henryk Sienkiewicz, Listy, t. IV, Część pierwsza: Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa – Maria z Wołodkowiczów Sienkiewiczowa – Maria z Babskich Sienkiewiczowa (1888-1907), oprac. Maria Bokszczanin, Warszawa 2008.
Leonid Breżniew: W Polsce pełne rozpasanie kontrewolucji [...]. Wałęsa jeździ z jednego końca na drugi, z miasta do miasta, wszędzie przyjmują go z honorami, a polscy przywódcy milczą, prasa także, telewizja nie występuje przeciw antysocjalistycznym elementom. Może rzeczywiście trzeba będzie wprowadzić stan wojenny.
Dmitrij Ustinow: Jeśli stan wojenny nie zostanie wprowadzony, to sprawy skomplikują się i będzie jeszcze trudniej. Armia się waha. Jednak nasza Północna Grupa Wojsk jest przygotowana i znajduje się w pełnej gotowości bojowej.
Andriej Gromyko: [...] może nie należy go [stanu wojennego] wprowadzać natychmiast, zwłaszcza bezpośrednio po powrocie tow. Kani i Pińkowskiego z Moskwy; należy poczekać jakiś czas, trzeba ich jednak na to ukierunkować i wesprzeć. Nie wolno nam tracić Polski.
Moskwa, 29 października
Karnawał z wyrokiem. Solidarność 1980–1981, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Przez całą sobotę 12 grudnia, w czasie, gdy na sali trwała dyskusja, dochodziły do nas coraz bardziej alarmujące wieści. [...] od dziewczyn z obsługi technicznej dowiedziałem się, że przerwane jest połączenie telefoniczne. Chwilę wcześniej Olek Hall i Jacek Taylor mówili, że do domów działaczy opozycji przedsierpniowej przychodziła milicja. [...]
Poszedłem do Wałęsy. Wiedział nie mniej niż ja.
— Chyba musimy poinformować o tym wszystkich ludzi — zaproponowałem, czy może spytałem raczej.
— To chyba psychologiczne — powiedział Lech. — Nie ma co robić paniki. A i tak, gdyby to była prawda, to nic tu razem postanowić nie możemy.
Po sali przechadzał się Andrzej Gwiazda z odbiornikiem radiowym przy uchu. Łapał nadawany przez podsłuchy milicyjne przebieg naszych obrad. Fakt, nic tu nie możemy razem poradzić. Wydawało się, że wszyscy wszystko wiedzą i teraz już tylko godnie chcą wytrwać do końca.
Gdańsk, 12 grudnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po przegłosowaniu ostatniego wniosku na sali obrad rozpoczął się jakiś dziwny, niezrozumiały pośpiech przy wstawaniu od stołu obrad. Czuło się podświadomie jakąś groźbę [...]. Ostatnie słowa, jakie usłyszano od Lecha Wałęsy, to: „Nie spieszcie się tak. Telefony i teleksy są już odcięte”.
Gdańsk, 12 grudnia
Jan Małobęcki, Od staszowskiego działacza do członka KK NSZZ „Solidarność”. Tymczasowa Komisja Koordynacyjna „Ziemi Staszowskiej” NSZZ „Solidarność” na tle wydarzeń 1980–1982, Sandomierz [2001], [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Milicja zatrzymała mnie w nocy z 12 na 13 grudnia – jak z przyjęcia imieninowego Oli Maurer wracałem taksówką, wspólnie z Sylwią i Janem Kantym Pawluśkiewiczami. Oni pojechali dalej, a ja wysiadałem na Al. Krasińskiego przy budynku z numerem 26, dokładnie naprzeciwko siedziby Zarządu NSZZ Solidarność Małopolska. Wysiadając z taksówki, zobaczyłem zbiorowisko milicyjnych samochodów. Natychmiast wytrzeźwiałem i pomyślałem, że trzeba szybko powiadomić o tym ludzi z „Solidarności”. Byłem jedynie zwykłym członkiem związku, ale znałem wielu ważnych działaczy w Nowej Hucie. Przebiegłem szybko z prawego pasa jezdni na drugi i zamachałem ręką przed jadącym Alejami małym fiacikiem. Prowadzący autko zatrzymał się. wytłumaczyłem, o co chodzi i że trzeba jechać szybko do Huty, żeby ostrzec chłopaków.
Milicja zatrzymała nas dwieście metrów dalej. Wyciągnęli mnie z samochodu i suką zawieźli na komisariat przy Szerokiej. Nie wiem, co stało się z kierowcą fiacika, ja trafiłem do celi, w której już siedziało parę osób. Od znajomego milicjanta, który akurat w tym czasie miał dyżur, dowiedziałem się, że jestem aresztowany. O internowaniu dowiedzieliśmy się chyba w tym samym momencie, kiedy z głośnika radiowego usłyszeliśmy przemówienie generała [Wojciecha] Jaruzelskiego o ogłoszeniu stanu wojennego. Następnego dnia już o 8 rano, a może o 8.30, znalazłem się w więzieniu w Nowym Wiśniczu.
Kraków, 12/13 grudnia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Około godziny 17.00 usłyszeliśmy z odbiornika przestrojonego na częstotliwość używaną przez milicję w Trójmieście rozkaz: „Wszyscy zjeżdżać do bazy. Zatrzymanych pozostawić – obojętnie gdzie. Wszyscy wracać do bazy”. Od tego momentu prowadziliśmy regularny nasłuch nagrywany na magnetofon. Około godziny 19.00 zaczęliśmy odbierać meldunki nadawane do „bazy” przez jednostki milicyjne o kryptonimach: Karpaty, Rysy, Himalaje, Tatry, Pieniny… Po 22.00 „baza” zarządziła: „Zbiórka na ulicy Kartuskiej”. W międzyczasie nadjechała od strony Gdyni kolumna bud milicyjnych. Było ich około 60. Równocześnie jedna z komórek związkowych ze Słupska przekazała informację o posuwaniu się w kierunku Gdańska dużej kolumny ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej). Fakt przejazdu tej kolumny potwierdził przygodny taksówkarz, który dotarł z tą informacją do stoczni. Około godziny 23.00 do budynku Zarządu Regionu przyjechał Konrad Marusczyk, wiceprzewodniczący regionu z informacją, że dzwonił do wojewody, ale go nie zastał. Zadzwonił wiec do wojewódzkiego komendanta MO pułkownika Jerzego Andrzejewskiego i spytał, dlaczego na mieście jest tyle milicji. Komendant oświadczył, że prowadzona jest akcja „trzy pierścienie”. Wtedy miał zapytać: który pierścień jest dla „Solidarności”? Odpowiedzi nie otrzymał.
Około północy zaczęliśmy nadawać teleksem informację do innych regionów o wyłączeniu telefonów. Z trzech działających teleksów pracował już tylko jeden.
Gdańsk, 12 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Około godz. 23.00 nadeszła wiadomość o próbach aresztowań ludzi z kręgu Ruchu Młodej Polski. Odcinano stopniowo połączenia telefoniczne i teleksowe. Stacje benzynowe informowały o zakazie sprzedaży benzyny. Czuliśmy, że wokół nas dzieje się coś niezwykłego. Dziennikarze obserwujący obrady spekulowali na ten temat. Komisja Krajowa chciała jednak za wszelką cenę zakończyć posiedzenie. Było późno. Po podjęciu i przegłosowaniu zasadniczej uchwały określającej stanowisko Związku wobec sytuacji w kraju wszystkie tematy już skracano. Nie zrobiły na obecnych wrażenia kuluarowe informacje o koncentracji sił milicyjnych ani oficjalnie odczytany list prymasa Józefa Glempa do Wałęsy, apelujący o umiar i cierpliwość. Około godz. 24.00, kończąc obrady, Wałęsa poinformował o przerwaniu łączności oraz o zatrzymaniach. Nie wydał jednak żadnych poleceń. Wszyscy ruszyli do wyjścia. Stocznia nie była zablokowana. Większość członków krajówki dotarła do swoich hoteli. Część udała się bezpośrednio samochodami do swoich regionów, niektórzy poszli na dworzec kolejowy. Wraz z kolegami udaliśmy się fiatem do siedziby Zarządu Regionu i Komisji Krajowej. Było tu kilkanaście osób pozostałych na normalnych nocnych dyżurach. Mnożyły się doniesienia o kolejnych aresztowaniach w mieście. […]
[…] pod budynek regionu zajechały budy milicyjne, z których wysypali się ZOMO-wcy i obstawili gmach. Włączyliśmy reflektor teatralny na balkonie, którym oświetliliśmy atakujących oraz głośniki. Ktoś z naszych wołał na całą dzielnicę: „Polacy! Jesteśmy atakowani przez milicję! Wzywamy pomocy!”.
Trwało to krótko; odcięto nam dopływ prądu. Wezwanie powtarzaliśmy przez ręczną tubę. Za chwilę na górze było niebiesko od mundurów milicyjnych. Nie stawialiśmy oporu. Zabrano nam dowody osobiste. Któryś z towarzyszących milicji cywili oznajmił, że od północy obowiązuje w Polsce stan wojenny, a władzę przejęło wojsko. Sprowadzono nas na dół i załadowano do budy stojącej przed budynkiem. Zawieziono nas na komisariat MO w Pruszczu Gdańskim.
Gdańsk, 12/13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wychodząc z baru zderzyłem się z człowiekiem, który bardzo przejęty zapytał, czy jestem z Komisji Krajowej „Solidarności”. Po czym poprowadził mnie do frontowego okna, a tam na zewnątrz sprzętu i ludzi uzbrojonych tyle, jakby odbywały się manewry. A biegają sierżanci, a ustawiają te drużyny, ciężarówki, autobusy – nareszcie, nareszcie za mordę, do więzienia, drwa, wióry, jak leci, będzie porządek. Więc spytałem tego człowieka:
— Czy tu się da kędyś spieprzyć?
I poszliśmy do innego okna, w stronę plaży — tam też desant. Człowiek wtedy odpowiedział spokojnie:
— Nie, w tej sytuacji nikt stąd nie ucieknie.
Wróciłem do baru, gdzie była jeszcze grupa naszych i zanim zdążyłem potwierdzić informację na ucho Tadeuszowi Mazowieckiemu (który wpierw zareagował słowami: „Co pan powie... a dużo ich jest?”), siedząca przy barze nocna niewiasta przestała chichotać, wypuściła kieliszek z okrzykiem: „O Jezu!” i uciekła. W ciągu minut na sali została tylko „Solidarność” — nocny element rutynowo zbiegł. W tym czasie powoli, nierówno wygasała orkiestra, ale po krótkim czasie jej trzeźwy lider zarządził:
— Grać, jakby się nic nie stało!
Sopot, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Około trzeciej ZOMO spod „Monopolu” zwinęło się i odjechało. Wtedy ja mówię do Janasa: „Idziemy zobaczyć, co tam było”. W hotelu drzwi zamknięte, ale dostrzegliśmy asystentkę Janusza Onyszkiewicza, która macha nam, żeby uciekać. Na to ja: „Nie gorączkuj się, sprowadź kogoś, kto otworzy drzwi, bo chcemy pogadać”. Idziemy na górę po schodach, a ona mówi, że Janusza wzięli. Na to ja: „Czy oni zwariowali, Janusza Onyszkiewicza...? Przecież to taka znana osoba, przecież to strajk w całym Regionie będzie zaraz”. Ale idziemy dalej, a ona mówi, że widziała, jak Wądołowskiego z pokoju w kajdankach wyprowadzili. Noo, jak ja usłyszałem, że wzięli pierwszego wiceprzewodniczącego „Solidarności”, to mi trochę nogi w kolanach zmiękły. Pytam, kogo jeszcze, a ona płacze i mówi, że całe prezydium aresztowane, uratowali się chyba tylko Szumiejko i Konarski. Rany boskie! Pytamy, czy ktoś jeszcze został w hotelu, na co ona: „Służba Bezpieczeństwa chodzi po pokojach i sprawdza”. Wtedy już żeśmy z nią dłużej nie gadali, tylko w dół po schodach i do drzwi.
Gdańsk, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Kierując się potrzebą zapewnienia wzmożonej ochrony podstawowych interesów państwa i obywateli, w celu stworzenia warunków skutecznej ochrony spokoju, ładu i porządku publicznego oraz przywrócenia naruszonej dyscypliny społecznej, a także mając na względzie zabezpieczenie możliwości sprawnego funkcjonowania władzy i administracji państwowej oraz gospodarki narodowej — działając na podstawie art. 33 ust. 2 Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej — Rada Państwa wprowadziła stan wojenny.
13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Zwracam się do was wszystkich jako żołnierz, który pamięta dobrze okrucieństwo wojny. Niechaj w tym umęczonym kraju, który zaznał już tyle klęsk, tyle cierpień, nie popłynie ani jedna kropla polskiej krwi. Powstrzymajmy wspólnym wysiłkiem widmo wojny domowej. Nie wznośmy barykad tam, gdzie potrzebny jest most. [...]
Zwracam się do was, obywatele starszych pokoleń: ocalcie od zapomnienia prawdę o latach wojny, o trudnym czasie odbudowy. Przekażcie ją swym synom i wnukom. Przekażcie im swój żarliwy patriotyzm, gotowość do wyrzeczeń dla dobra ojczystego kraju.
13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Na Mokotowskiej silne oddziały ZOMO z pałkami, tarczami i z opuszczonymi przyłbicami ochronnymi wypierały raz po raz gromadzący się tam tłum. Ludzie chcieli wiedzieć, co się dzieje w siedzibie „Solidarności” Regionu Mazowsze. Zomowcy nie patyczkowali się; kiedy tyraliera, wypierając tłum, otaczała poszczególne grupki przechodniów, bito bez litości i nie zważając na wiek, płeć, kondycję. „Przecież oni są «naszpanowani»” — wołał starszy pan. „Gestapo! Gestapo! Gestapo!” — krzyczała młodzież.
Warszawa, 13 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Kiedy dowiedziałem się o wprowadzeniu stanu wojennego, musiałem coś zrobić.
13 grudnia postanowiliśmy zorganizować strajk głodowy w lundzkiej katedrze. Poszedłem do biskupa katedry w Lund, poprosiłem go o wyrażenie zgody i on się zgodził. Pozwolił też odprawić katolicką mszę za sprawę polską w krypcie katedry — pierwszy raz od czasów reformacji.
Strajk stał się wydarzeniem bardzo spektakularnym: tysiącletnia katedra, najstarsze biskupstwo w Skandynawii, a przy wejściu leżało dziesięcioro młodych ludzi w koszulkach „Solidarności”. Paliły się biało-czerwone świece, stały transparenty. Zjawili się dziennikarze z całego świata, którzy czekali na ostatni prom z Polski. Prom nie przypłynął, więc zainteresowali się strajkiem. Postulowaliśmy, żeby rząd szwedzki działał na rzecz powołania międzynarodowej komisji, która oceniłaby sytuację w Polsce. Ale tak się niestety nie stało.
13 grudnia
Katarzyna Puchalska, Droga przez Bałtyk, Relacja Józefa Lebenbauma nagrana przez Katarzynę Puchalską w czerwcu 2005, „Karta” nr 47/2005.
Zbliżając się do drzwi klatki schodowej, zauważyłem, że z dworu po schodach idzie dwóch mundurowych milicjantów i cywil. […] W chwili gdy mieliśmy się mijać, ów cywil poprosił mnie o dowód osobisty. […] Przeczytał nazwisko i spytał czy to jestem ja. Potwierdziłem. W tym momencie dwaj mundurowi energicznie chwycili mnie pod ramiona, ostrzegając, bym nie próbował się wyrwać.
Zrozumiałem! Zrozumiałem wszystko w jednym mgnieniu! Te milicyjne ręce pod moimi pachami były jak olśnienie. […] Za tym, co jeszcze przed sekundą było teraźniejszością i wydawało się przyszłością, nie tylko moją, lecz całego kraju, zatrzasnęła się krata zamykająca powrót, a otwierająca rzeczywistość nacechowaną murami, drutami, kajdankami, strażnikami, ubowcami. Pęknięcie czasu i świadomość, że rozpoczęto likwidowanie „Solidarności” – dopiero na komendzie dowiedziałem się, że ten cel zamaskowano terminem „stan wojenny”.
Warszawa, 13 grudnia
Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dziennik 1980-1981, Warszawa 2002.
Pan Erich Honecker jest tak samo jak ja zdumiony, że było to konieczne. Mam szczerą nadzieję, że narodowi polskiemu uda się rozwiązać jego problemy. Utrzymują się one już bardzo długo. A możliwości gospodarczej i finansowej pomocy innych krajów dla Polski nie są wszak nieograniczone.
13 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Trzynastego wypadło wprawdzie w niedzielę, ale ja pracowałem w systemie trzyzmianowym, czterobrygadowym. Miałem właśnie wtedy pierwszą zmianę. […] Idąc ulicą Kasprowicza, na wysokości linii tramwajowej, zauważyłem „budę” i milicyjne samochody. Milicjanci byli rozstawieni w poprzek chodnika. Każdego legitymowano. Gdy ich mijałem, porozumieli się wzrokiem. Rozstąpili się, robiąc mi przejście. Pomyślałem: jakaś akcja, i poszedłem dalej. Dopiero po chwili zrozumiałem ich decyzję. W klapę kurtki miałem wpięty duży znaczek z napisem „Solidarność”. Wpuścili mnie więc, jak rybę w sieć.
Podchodząc do bramy Huty, już z daleka zauważyłem niespotykany o tej porze ruch oraz rozwieszone transparenty, m.in. „Strajk okupacyjny”. Ludzie byli zdenerwowani i podekscytowani, nocna zmiana nie opuściła zakładu.
Warszawa, 13 grudnia
Ludzie ze stali. Wspomnienia hutników warszawskich, red. Roman Bortnowski i in., Warszawa 2007.
Sądząc, że telewizory (kolorowy i zwykły) są zepsute ze względu na bezgłośne, gwałtowane migotanie, włączyłam radio i pierwsze słowa były... informacją o ogłoszeniu STANU WOJENNEGO. Może „wyjątkowego”? Odwołano wszelkie programy. Udało mi się złapać Radio Wolna Europa: potwierdzono stan wojenny w Polsce od północy dnia dzisiejszego, proklamowany przemówieniem gen. Jaruzelskiego o godzinie szóstej w radiu (program I, inne zawieszone). [...]
W telewizji wojskowi. Odczytano deklarację Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, powołanej jako „ostatnia szansa ocalenia kraju”. [...] Internowano „ludzi niebezpiecznych” oraz winnych rządów 1970-1980 (w tym: Gierek, Jaroszewicz, Grudzień, Szydlak). [...]
Doczekałam więc nowego stanu wojennego, nowej okupacji, nowej konieczności Ausweissu, nowego znęcania się nad bezbronnymi ludźmi... W deklaracji owej Rady Ocalenia nie wahano się użyć słów: „Mając za sobą wojsko” ogłaszam stan... itd. Jasne! Bagnety rozwiązują wszystko! Siła przed prawem trwa wciąż! Należy żałować, że tego bestialskiego elementu nie wzięła pod uwagę „Solidarność”, zapowiadając otwartą walkę i strajk powszechny na dzień 17 grudnia. Po cóż odkrywać karty?! Należało działać w ukryciu, wzmocnić siłę (co jest wprost niewykonalne, niestety, w naszych warunkach) i dopiero potem wystąpić. A teraz co? Strajki zakazane, przywódcy aresztowani, rządy wojskowe, kula w łeb za jakąkolwiek próbę buntu! Taką bezwzględnością osłania się „konieczność ocalenia kraju” i podkreśla „nieśmiertelnymi słowami Hymnu Narodowego”, jak zakończył swe wystąpienie Jaruzelski: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Jakże boleśnie te słowa brzmią! I kto je wypowiada! Boże Miłosierny!
Po wygłoszeniu przez spikerów w mundurach komunikatów o restrykcjach stanu wojennego (godzina policyjna od 22 do 6 rano, przerwano funkcjonowanie poczty i telefonów), telewizja nadaje mazurka Chopina! Co za okrucieństwo w odwoływaniu się do skarbów kultury narodowej, bezczeszczenie wielkości i czujności tej muzyki...
Stan wojenny. Cóż to za termin? Kto z kim prowadzi wojnę?! Nastąpiła wojskowa okupacja własnego kraju! Czyli przemoc, mord, bratobójstwo. Jak można mówić, że „Wojskowa Rada Ocalenia” ma na względzie dobro kraju!
Spikerzy odczytują Dekret o Stanie Wojennym, obejmujący ponad 60 artykułów, świadczący o tym, że rzecz musiała być długo przygotowywana. Dotyczy wszystkiego, nie wyłączając gospodarstw rolnych i metrażu (5 m2 na osobę!), do którego można teraz przydzielać obcych ludzi, i określa potworne wręcz kary od roku do 10 lat za nieprzestrzeganie przepisów, gorsze, ostrzejsze niż za okupacji niemieckiej, bo wtedy nie karano za nieprzyjście do pracy aż 5 latami więzienia! Co za upadek! Jaka potworność! Milicja ma prawo używania broni palnej, czyli można strzelać do ludzi na ulicy, wkraczać do mieszkań, znęcać się nad „obywatelami”... — „do kary śmierci włącznie”.
Poczta, telefon, telewizja, koleje, porty, energetyka, transport samochodowy — wszystko objęte przez wojsko, zmilitaryzowane, służba równoznaczna z rozkazem wojskowym. Dekret sprawia wrażenie pomyślanego na długi okres, na lata...
Warszawa, 13 grudnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Późnym rankiem 13 grudnia Jan Paweł II, wciąż głęboko poruszony, zwrócił się do wiernych, powtarzając sześciokrotnie słowo „solidarność”. Potem, zwracając się do Matki Bożej (tak, jakby to ona była rozmówcą, a nie Kreml), wyjaśnił różne aspekty społecznej nauki Kościoła, sprawiedliwości. Stąd zrodził się pomysł modlitwy do Pani Jasnogórskiej, którą Papież kończył każdą środową audiencję generalną. Przypominał w niej prawo swych rodaków do wolności i do samodzielnego rozwiązywania wewnętrznych problemów zgodnie z przekonaniami.
Tamtego wieczora, pod koniec kolacji, Ojciec Święty powiedział nam: „Módlmy się. Módlmy się z radością. I oczekujmy znaku z Niebios”. Zawierzając się całkowicie Bogu, Bożej Opatrzności, zdołał przetrwać tamte dramatyczne chwile. Zastanawiał się też, co czynić, jak pomóc uciśnionej Ojczyźnie.
Watykan, 13 grudnia
Stanisław Dziwisz, Świadectwo. W rozmowie z Gian Franco Svidercoschim, Warszawa 2007.
Tuż po dziewiątej rano, w niedzielę 13 grudnia 1981 r., przed wejściem do Teatru Dramatycznego zaczęli gromadzić się uczestnicy Kongresu. Drzwi były zamknięte, w hallu widać było umundurowanych i cywilnych funkcjonariuszy. Nikogo nie wpuszczono do środka i poinformowano jedynie przez zamknięte drzwi, że Kongres został rozwiązany, a na pytania o pozostawione w środku materiały odpowiedziano, że wszystkie zostały zabrane w nocy.
Na drzwiach wisiał skreślony mazakiem na kawałku bristolu: „Na mocy prezydenta m.st. Warszawy Kongres Kultury został rozwiązany”. Wkrótce jednak pod drzwiami Teatru pojawił się przewodniczący Kongresu prof. Jan Białostocki powiadamiając zgromadzonych, że minister kultury Józef Tejchma informując go oficjalnie o wprowadzeniu stanu wojennego kilkakrotnie podkreślił fakt zawieszenia obrad, a nie rozwiązania Kongresu. Na tej podstawie członek sekretariatu Kongresu, Andrzej Jarecki, dokonał odpowiedniej poprawki napisu.
Warszawa, 13 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
W obliczu zaistniałej sytuacji stanu wojennego, która ostatecznie zerwała dialog między społeczeństwem a władzą, wnosimy stanowczy i gorący protest przeciw pozbawieniu wolności naszych kolegów, czołowych przedstawicieli kultury polskiej. Jak nam dotąd wiadomo, znajdują się wśród nich: Halina Mikołajska, Klemens Szaniawski, Andrzej Kijowski, Andrzej Szczypiorski, Zbigniew Kubikowski, Jerzy Jedlicki, Roman Zimand, Jerzy Markuszewski. Nie istnieją żadne racje, które by usprawiedliwiały tego rodzaju akcję. Za podobnie bezzasadne uważamyaresztowanie czołowych działaczy „Solidarności”. Żądamy natychmiastowego zwolnienia wszystkich internowanych i publicznego przeproszenia ich za ten bezprzykładny w naszej historii fakt.
Warszawa, 13 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Około 4.00 w nocy wprowadzono nas do pokoju-świetlicy. Stoły ustawione w podkowę, na ścianach zdjęcia z życia milicji i ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej) na terenie województwa gdańskiego oraz powiatu Pruszcz Gdański. Sztandary. Przy drzwiach stał jeden milicjant, a za stołami siedziało dwóch. W rogu telewizor. Byliśmy bardzo zmęczeni, czas się dłużył. Położyłem głowę na stole i zasnąłem. Budziłem się co chwila. Ciągle wywoływali nas na przesłuchania. Każdy wracający szczegółowo opowiadał, czego chcieli i o co pytali. Wkrótce zorientowaliśmy się, że spisują tylko dane personalne i pytają, co się robiło w biurze Zarządu Regionu. Zaczęliśmy nawiązywać pierwsze kontakty z pilnującymi nas milicjantami. Potwierdzili, że o północy ogłoszono stan wojenny. Co dalej – nie wiadomo.
13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Siedzieliśmy znów w naszej świetlicy. O godz. 11.00 włączyliśmy telewizor. Spiker w mundurze zapowiedział przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego – przewodniczącego Wojskowej Rady Ocalenia (WRON). Najpierw był hymn, potem „pełne troski i goryczy” słowa o proklamowaniu stanu wojennego. Po Jaruzelskim była przerwa, program wznowiono o godz. 14.20. Dwaj s…syni z dziennika w mundurach z odznakami „Wzorowy żołnierz” czytali na przemian rozporządzenia szczegółowe. […] Wojna, stan wojenny, tylko kto tu jest wrogiem – czy my, bezbronni, czy załogi zakładów pracy, społeczeństwo?
13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Około 2.00 w nocy w pokoju hotelu „Grand” w Sopocie, gdzie nocowałem, zadzwonił telefon z informacją: „milicja”. Wyjrzałem przez okno wychodzące na front budynku. Ujrzałem scenę z filmu: padający śnieg, drzewa, gęsty kordon milicji, a na podjeździe rząd polowych samochodów wojskowych i milicyjnych bud. Koledzy, myjący okna wychodzące na plażę, widzieli kordony milicji ciągnące się aż do morza, ubrane w surrealistyczne kostiumy z hełmami i tarczami. Milicja była również w całym budynku. Do mojego pokoju weszli po pół godzinie wraz z dwoma cywilami. Po sprawdzeniu dowodów każdego z nas skuwano kajdankami i wyprowadzano w asyście dwóch ZOMO-wców. Budy stały przy samych schodach. Wszyscy z krajówki, których widziałem, byli skuci, reszta – nie. w budzie posadzono nas pięciu w ten sposób, że obok każdego z nas siedziało dwóch milicjantów. Nie przedstawiono nam ani nakazu internowania, ani też aresztowania. Zresztą nikt z nas o to nie pytał, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co się dzieje.
Przewieziono nas do koszar ZOMO w Gdańsku przy ulicy Kartuskiej. Tam sprowadzono nas do Sali w piwnicy. Stało tam już kilkanaście osób: Rulewski, Sobieraj, ktoś z Radomia… Co chwilę dowożono nowe transporty.
Sopot-Gdańsk, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Po północy wracam z krajówki do domu. W drodze zastanawiam się, czy gdzieś nie zniknąć. Zadaję sobie jednak pytanie – dlaczego się boję? Ostatecznie posiedzę sobie najwyżej po raz pierwszy przez 48 godzin w areszcie. Z pewnością chodzi o postraszenie ludzi związanych ze Związkiem. W końcu nie można rządzić tym społeczeństwem bez słuchania jego głosu. Do końca przełamuję się, nie widząc po drodze jakiegoś specjalnego ruchu milicji. W domu mamy gości. Już jednak śpią. Ze spokojem zjadam więc spóźnioną kolację. Po dwóch dniach przysłuchiwania się obradom krajówki jestem bardzo zmęczony. Zasypiam natychmiast. Budzi mnie dzwonek u drzwi. Na pytanie – kto tam? Słyszę: milicja. Rzeczywiście, przez wziernik widzę trzech mundurowych i jednego cywila. Odsyłam ich do rana. Od razu próbują wyważyć drzwi. Otwieram. Wpadają do przedpokoju i ciasno mnie otaczają. Najpierw są agresywni, później trochę się uspokajają. Żądam nakazu aresztowania; w odpowiedzi cywil, który, jak się zorientowałem, jest szefem całej tej akcji mówi mi, że zatrzymany jestem na podstawie jakiegoś nieznanego art. 42. Precyzuje przy tym, że nie jestem aresztowany, ale internowany. Pokazuje mi decyzję o internowaniu. Czytam w niej, że mam być w Strzebielinku lub w Czarnem. Ubieram się, łykam trochę mleka, żona daje mi kawałek chleba, szczoteczkę i pastę do zębów. Wszystko inne cywil każe zostawić. Zegarek wsuwam jednak do kieszeni. Przerażone dzieci i żona patrzą, jak mnie wyprowadzają.
Gdańs, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieźli mnie samego w zimnej „nysce”, najpierw przez miasto, po drodze minęliśmy siedzibę regionu – stało tam pełno milicjantów – potem skręciliśmy na Słowackiego. Odruchowo spojrzałem na zegarek – dochodziła 4.00. podczas jazdy młody milicjant próbował nawiązać rozmowę. Miałem wrażenie, że jedziemy na lotnisko. Odprężyłem się, gdy zjeżdżaliśmy na obwodnicę trójmiejską. Myślałem, że jedziemy do Wejherowa. Zostaje ono jednak z boku, wjechaliśmy w jakieś lasy, przy drodze mignęła nazwa Piaśnica. Po dwóch godzinach jazdy, z błądzeniem, zakopywaniem się w śniegu, podjechaliśmy pod wysoki mur. Przy wejściu napis: Zakład Karny Oddział Zewnętrzny Więzienia w Wejherowie w Strzebielinku. Dookoła wysoki szary mur, na rogach wieżyczki strażnicze, reflektory, karabiny. Mój „opiekun” prowadzi mnie do jakiejś sali. Robią mi zdjęcia z trzech stron, biorą odciski wszystkich palców i obu dłoni. Każą mi podpisać. Jestem oszołomiony. Czekając na kolejne wydarzenia, a później zdawanie rzeczy do depozytu (wszystko co tylko miałem przy sobie, w tym też zegarek) spotykam znajome twarze. Nie pamiętam już ,czyje. Wreszcie wyprowadzają na dziedziniec otoczony wysokim ogrodzeniem z siatki, zakończonej rzędami drutów kolczastych. Za siatką 5 parterowych pawilonów, złączonych korytarzem. W oknach kraty. W dyżurce dostaję przydział do swojej celi.
Gdańsk-Strzebielinek, 13 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Po 13 grudnia wszystko potoczyło się inaczej. Ostrzeżony, bym nie wracał, bo moja rola w Polskim Porozumieniu Niepodległościowym została ujawniona przez jednego z przesłuchiwanych współpracowników, przyjąłem ponowioną (a wysuniętą już w 1978 roku) propozycję objęcia stanowiska dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa.
Grudzień
[datowanie przybliżone]
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Natychmiast po zatrzymaniu rano 13 grudnia usiłowano mnie przesłuchiwać na Rakowieckiej w sprawie PPN-u. Z góry powiedziałem, że odmawiam odpowiedzi i na tym się właściwie skończyło. Skąd się orientowano? Chyba z podsłuchów.
Wydaje mi się, że na stałym podsłuchu był Najder. Niekoniecznie tylko podsłuch, obserwacja mieszkania też mogła prowadzić do takich wniosków, często się z nim spotykałem, on mi przekazywał teksty, ja jemu uwagi. Raczej rzadziej u mnie, częściej u niego. Fachowy konspirator powiedziałby, że to było zupełnie bez sensu.
Warszawa, 13 grudnia
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Natychmiast po zatrzymaniu rano 13 grudnia usiłowano mnie przesłuchiwać na Rakowieckiej w sprawie PPN-u. Z góry powiedziałem, że odmawiam odpowiedzi i na tym się właściwie skończyło. Skąd się orientowano? Chyba z podsłuchów.
Wydaje mi się, że na stałym podsłuchu był Najder. Niekoniecznie tylko podsłuch, obserwacja mieszkania też mogła prowadzić do takich wniosków, często się z nim spotykałem, on mi przekazywał teksty, ja jemu uwagi. Raczej rzadziej u mnie, częściej u niego. Fachowy konspirator powiedziałby, że to było zupełnie bez sensu.
Warszawa, 13 grudnia
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Byłam na Koszykach. Olbrzymie kolejki, mimo że na stoiskach są tylko resztki chleba, w pojemnikach torebki, z których cieknie ten siny płyn, nazywany krowim mlekiem. Jest jeszcze trochę ćwikły w słoikach. Twarze ludzi — beznadziejnie smutne, niekiedy zacięte i ponure. Hałaśliwy przedtem tłum jest dzisiaj cichy i milczący. Czuje się ogromne napięcie i zapiekły gniew. Jakieś, pełne tragizmu oczekiwanie — co będzie dalej...
Warszawa, 14 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Waszkiewicz powiedział mi: „Musimy zdawać sobie sprawę, że nasz strajk ma charakter symboliczny”. Jeśli tak myślą przywódcy, to czego oczekiwać od szeregowych stoczniowców?
Jest już po trzynastej i nieuchronnie zbliża się exodus. Nie zapobieże temu nagłośniona nyska „Solidarności” jeżdżąca od kwadransa po terenie Stoczni i nadająca apel, aby pozostać na wydziałach. [...]
Stocznia jest ogromna, pracuje tu 17 tysięcy ludzi, a nyska tylko jedna. Przed bramą nr 2 — gdzie jestem — zaczyna być tłoczno. Coraz więcej robotników w kurtkach, z teczkami — chcą iść do domu. Straż robotnicza jest niezdecydowana. Najpierw przepuszcza część osób, potem — na głosy sprzeciwu spod bramy — zatrzymuje resztę. Zdenerwowanie jest coraz większe.
Do Stoczni wjeżdża samochód z żywnością. Kilku zdeterminowanych dezerterów, nie bacząc na niebezpieczeństwo, prześlizguje się na czworakach pod kołami, na zewnątrz.
– Jak szczury! Jak szczury z tonącego okrętu! — podnoszą się okrzyki, słychać też gwizdy. [...]
Mikrofon bierze Fudakowski z Regionalnego Komitetu Strajkowego. Apeluje o spokój. Prosi, aby wypuścić wszystkich, którzy chcą wyjść, nie lżyć ich, zachować się godnie. Robi to impulsywnie, chce rozładować konflikt, ale łamie postanowienia komitetów strajkowych! [...] brama już się uchyla. Ludzie uciekają przez nią wśród gwizdów, byle szybciej i byle dalej — od tego wstydu, od strachu, od sytuacji, która ich przerosła.
Podobne sceny przy bramie nr 3, blisko kolejki, były jeszcze bardziej dramatyczne. Wielu uciekało przez płoty, aby nie narażać się na gwizdy i obelgi. Wyszło blisko dwie trzecie stoczniowców.
Gdańsk, 14 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Przyjechałem na Grzybowską i jedliśmy śniadanie około 10.00. Pod nami zimowy pejzaż ulicy prowadzącej na Wolę. Z 15. piętra widać nawet wielkie zakłady im. Róży Luksemburg. Nie zapomnę, jak czekaliśmy, jak bardzo czekaliśmy, że tą ulicą nadejdzie klasa robotnicza, że ruszą wielotysięczne załogi. A tu nic, znikomy ruch, przemykają figurki ludzkie, czasem patrol, czasem pancerka, jakiś samochód, ulicą Marchlewskiego rzadko tramwaje, dość puste, i autobusy. Gapiliśmy się na to długo w zupełnym upadku ducha: obraz ten mówił, że „Solidarność” została rozgromiona w ciągu godzin, sromotnie, nieodwołalnie, zawstydzająco.
Warszawa, 14 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Polska dzisiaj: kraj zamknięty. Czołgi pilnują porządku.
Premier Polski Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny i przekazał kierownictwo kraju powołanej przez siebie Radzie Wojskowej.
Poruszeni Polacy demonstrowali w Sztokholmie w obronie „Solidarności”.
Po wczorajszej wieczornej demonstracji na Sergelstorg demonstranci udali się pod polską ambasadę na Karlavägen.
Niesiono pochodnie i polską flagę. Wielu płakało. Dzień św. Łucji był dniem żałoby dla Polaków w Sztokholmie.
14 grudnia
„Stockholms Tidningen”, 14 grudnia 1981, tłum. Maria Borowska.
„Ursus” to dwadzieścia zakładów rozrzuconych na dużym obszarze. Od rana ludzie gromadzili się w głównych halach, u siebie. Ale kiedy zaczęto wydawać karty urlopowe, bardzo wielu z nich skorzystało. Początkowo ludzie brali i mówili:
„To tylko tak, na wszelki wypadek, dla bezpieczeństwa”. Z godziny na godzinę było nas jednak coraz mniej, w poszczególnych zakładach i wydziałach zostało po kilkanaście osób.
Zbliżała się noc. Komitet strajkowy kilkanaście razy głosował — wychodzimy czy zostajemy? I zostaliśmy. Czterysta osób z piętnastu tysięcy, bo tyle pracuje w „Ursusie”.
Warszawa-Ursus, 14 grudnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Stanęliśmy w kole. Wcześniej postanowiliśmy, że zachowujemy się spokojnie, strajkujemy, ale nie walczymy. Wdarli się przez okna. Było ich ze trzydziestu–czterdziestu, na początek. [...] Jedni z „kałasznikami”, inni z nożami, wygląd raczej bandycki. Major, który nimi dowodził, wskoczył na jakąś hałdę i powiedział, żebyśmy się nie ruszali, bo oni nie chcą z nami walczyć. [...]
Gdy dowódca grupy „antyterrorystycznej” zobaczył, że walki nie będzie, to krzyknął i do hali weszli zomowcy w normalnym oporządzeniu, z tarczami, pałami i przyłbicami. Utworzyli „korytarz”, przez który kazano nam przechodzić. Bicia nie było.
Warszawa-Ursus, 14/15 grudnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych zaskoczony wraz z całym narodem nagłym rozwojem wydarzeń, daje wyraz głębokiemu przekonaniu, że drastyczne decyzje zostały podjęte przez władze przed wyczerpaniem wszystkich możliwości dialogu i porozumienia. Stan wojenny nie rozwiąże podstawowych problemów naszego kraju, a wręcz przeciwnie – grozi on pogłębieniem konfliktów i tak dostatecznie ostrych. Teraz – bardziej niż kiedykolwiek indziej – niezbędna jest pełna świadomość tego, iż każda represja, każde zastosowanie przemocy nie tylko zaognia sytuację na dziś, ale też obniża szanse wyjścia z narodowego kryzysu na długie lata.
Warszawa, 14 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Pierwszy spacer mieliśmy w poniedziałek. Wyszliśmy wszyscy. Klawisze i ZOMO-wcy wskazali nam okrąg, po którym wolno nam było się poruszać. Mogliśmy biegać, obrzucać się śnieżkami, spacerować – co kto chciał. Nie wolno było tylko zbliżać się do kolegów biegających po przeciwnej stronie placu. Krzyczeliśmy wobec tego do siebie – trochę wymieniając informacje, ale przede wszystkim dodając sobie otuchy. Pilnujący nas ZOMO-wcy udawali, że tego nie słyszą. Widać było, że nie mają jasności dyrektyw, jak się do nas odnosić.
Strzebielinek, 14 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
O świcie wychodzimy na miasto. Na murach ogromne napisy i wymalowane plakaty, a na nich po angielsku i w języku hindu: „Sowieccy imperialiści ręce precz od Polski!!!”. Na wszystkich możliwych ścianach i na sznurach rozwieszonych między budynkami ogromne portrety Wałęsy z podpisem: „Człowiek Roku!”. Obok Jaruzelski w czarnych okularach z podpisem: „Ciemności nadchodzą”.
Rzucamy się na stoiska z gazetami – we wszystkich na pierwszych stronach sprawa Polski... Są oczywiście i angielskie — czytamy o stanie wojennym w Polsce, o masowych aresztowaniach, o akcjach grup specjalnych, jakichś ZOMO.
I niesłychane zdumienie — całe miasto żyje sprawą polską! Jakby nie mieli własnych kłopotów.
Delhi, 15 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czołgi otaczające Stocznię. Zmarznięci żołnierze przestępują z nogi na nogę. Brakuje im papierosów. Ktoś częstuje. Ktoś pyta: „Co, żołnierze, będziecie do nas strzelać?”. „Ślepe naboje” — cicho odpowiada żołnierz i natychmiast milknie.
Przez bramę wychodzi grupka ludzi w kombinezonach. Niosą flagę. I coś jeszcze tachają. Kocioł, pewnie z zupą, bo leci para. Stawiają przed żołnierzami. Ktoś rozmawia z dowódcą. Tamten zgadza się tylko na suchy prowiant. [...] Rozmowy coraz śmielsze: „Skąd jesteście, chłopcy?” — nie można dosłyszeć odpowiedzi.
Potem już... Nie wiadomo, jak to się stało. Żołnierze w stoczniowej stołówce! Jedzą. A razem z nimi robotnicy. Coś się dzieje w tym jedzeniu zupy, coś pomiędzy kombinezonem a mundurem. Coś się gryzie... nie gryzie. Kłóci... a nie kłóci. Wzmaga się i tężeje. Jakaś solidarność. Jakby alter ego tej pierwszej, przeciwko której oni tu w czołgach; a tamci — bez niczego... Pod Stocznią ludziska, tuż koło czołgów. Dotykają, poklepują. Jak zabawki.
Stocznia Gdańska, 15 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Stwierdzam, że przekazane w dniu 14 grudnia 1981 decyzje dyrektora Biura zobowiązujące do:
— usunięcia materiałów informacyjnych i propagandowych KZ NSZZ „Solidarność” z miejsc ogólnodostępnych i pracowni,
— zdeponowania biblioteki związkowej,
nie zostały wykonane przez osoby zobowiązane.
Stwierdzam, że Obywatel jest współwinny tego stanu.
Wrocław, 15 grudnia
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Dwa dni po ogłoszeniu stanu wojennego — 15 grudnia 1981 — do Klubu przybyli przedstawiciele Wydziału do spraw Wyznań Urzędu Stołecznego i wręczyli przedstawicielom Zarządu decyzję o zawieszeniu działalności Klubu. Lokal Klubu został opieczętowany, a do bezpośrednich kontaktów z Komisarycznym Zarządcą Klubu Prezydium wyznaczyło Andrzeja Strzeleckiego. Klucze do pomieszczeń klubowych zostały przekazane do Urzędu Stołecznego.
Warszawa, 15 grudnia
Sprawozdanie z działalności KIK w okresie 29 marca 1981 – 1 kwietnia 1984, Archiwum KIK, za: Andrzej Friszke, Oaza na Kopernika. Klub Inteligencji Katolickiej 1956–1989, Warszawa 1997.
Noc była spokojna, ale milicja zastosowała nowy manewr. Wszyscy mogli wyjść, ale nikogo nie wpuszczano. Urwał się więc przemyt żywności. Z milicyjnych głośników głośno płynęła zachęta do podporządkowania się decyzji WRON. Ludzie zaczęli przynosić informacje, że Huta jest otaczana czołgami. Faktycznie były to tylko BTR-y. Wymieszano milicję z wojskiem. Panika wzięła górę. Strumień opuszczających zakład zaczął przybierać postać smutnej rzeki. Pochyleni, ze spuszczonymi głowami opuszczali nas nasi koledzy, którzy jeszcze rano byli tak bojowo nastawieni.
Warszawa, 13 grudnia
Ludzie ze stali. Wspomnienia hutników warszawskich, red. Roman Bortnowski i in., Warszawa 2007.
2. Niezależnie od trwających nadal starań o charakterze doraźnie interwencyjnym, Prezydium ZG ZASP w sprawach obecnej sytuacji ogólno-teatralnej uważa, że wobec zakazania przedstawień należy kontynuować bieżące próby jak również przygotowywać repertuar godny chwili.
3. W obliczu szczególnych zagrożeń przypominamy o możliwości korzystania z wszelkiej pomocy, wynikającej ze statutowych uprawnień Komisji Socjalno-Bytowej i Funduszu Samopomocy Koleżeńskiej.
4. Postanowiliśmy również roztoczyć opiekę nad młodzieżą studiującą w szkołach teatralnych i w związku z tym apelujemy do naszych Oddziałów, w tych ośrodkach, w których znajdują się szkoły teatralne, aby w ramach swoich możliwości realizowały to postanowienie.
Warszawa, 15 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Znowu list z kryminału — mamy życie w wojnie. Tym razem wprawdzie jestem internowany, ale nikt nie wie, co to znaczy, więc lepiej nie dociekać. Jak zwykle, kiedy się tu dostaję, zaczynam okrutnie tęsknić za Tobą i to jest bezspornie dobra strona tej zabawy. Dzięki niej nasza miłość nie powszednieje, choć, bo ja wiem, może i bez tego byśmy umieli ocalić się od zszarzenia. Nie dali nam tego popróbować. [...] Jak dostaniesz ten list, będziesz wiedzieć, że możesz do mnie pisać. Wiesz najlepiej, że poza Tobą mnie nie ma. Wiesz, że tylko z Ciebie moje radość, siła, życie.
Strzebielinek, 15 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Nagle zaczął narastać głuchy łoskot i dźwięki nakładających się na siebie samochodowych syren. Moment później na plac przed Pomnikiem wjechała pierwsza buda, pierwsza „suka”, pierwszy łazik. Następne wyłaniały się bez końca zza zakrętu, rosły w oczach, mnożyły się, wysypując janczarów w kaskach, z tarczami, z 70-centymetrowymi pałkami, od uderzeń których pękają ponoć słabsze kości. […] Zrobiła się nagła cisza i tylko przez chwilę jeszcze na bramie wyła boleśnie nasza strajkowa syrena.
Raptem w tej ciszy wywalił się ryk dotąd największy. U wylotu ulicy prowadzącej do Stoczni ustawił się i zastygł czołg. I wtedy my, ludzie z tej strony bramy, zaśpiewaliśmy nasz narodowy hymn. Mazurek to niby, jednak ciągnęliśmy go dostojnie, przedłużając każdą frazę i wynajdując w pamięci dalsze zwrotki. Wreszcie zabrakło nam słów i wtedy wybuchliśmy Boże, coś Polskę. Tego też nam było mało, wczepiliśmy się więc w Rotę. Co jeszcze? Pozostało powtórne odśpiewanie Hymnu, a głosy nasze brzmiały coraz słabiej. Oni słyszeli jak nas było mało, śpiewaliśmy więc niczym straceńcy — do bólu i zdarcia gardeł. […]
Kiedy zamilkliśmy, czołg nagle ruszył w naszą stronę. Początkowo jechał wolno, ale już po chwili przyspieszył i runął prosto w nas. Patrzyłem na to z zaciekawieniem, potem ze zdumieniem, ze zgrozą i... nagle pojąłem, że on wcale nie zahamuje ani nie wykręci. On walnie w bramę, rąbnie w ludzi, w barykadę... Jeszcze dziesięć metrów, pięć, trzy, dwa... Zgrzyt metalu o metal, snopy iskier — nasza zapora prysła niczym ślimak pod butem. Przez sekundę trzymałem się zimnych, metalowych sztachet, zanim zacząłem uciekać.
Gdańsk, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Jeden czołg ustawił się w poprzek ulicy i rozpędził się prosto na bramę, na której wisiał obraz Matki Boskiej i portret Papieża. Bramę oczywiście rozwalił, wspiął się na ustawione za nią wózki, lecz nie sforsował tego, zaplątał się w złomie, nawet szpulę z kablem górniczym wyciągnął za sobą. Drugi raz próbował, też bez skutku. Potem odjechał kawałek dalej. Obok bramy wjazdowej był mur, za murem drzewo – w tym miejscu znowu się rozpędził, rozwalił mur, wspiął się na drzewo, drzewo poszło. Jeszcze po tym rumowisku zaczął jeździć, poszerzył otwór, wyjechał i stanął z boku. Wtedy do akcji wkroczyło ZOMO.
Katowice, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Nie bierze pokusa, żeby uciekać — nie ma gdzie. Chwytamy się mocno pod ręce. Widać twarze pod przyłbicami hełmów. Prowadzący oficer wali spod pachy serię tuż ponad naszymi głowami, aż tynk się posypał i smuga odprysków wykwitła na murze. To już nie ślepaki. To, okazuje się, sygnał do szturmu na nas.
Przed rozjątrzonymi bandytami, zadyszanymi od pałowania i wrzasku, stać równie głupio, jak wobec iskrzących luf.
Świdnik, 16 grudnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
[Helmut] Schmidt powiedział, że nadszedł już najwyższy czas, by ktoś zaczął zaprowadzać w Polsce porządek. Mówię Ci to w zaufaniu, ponieważ Schmidt oczywiście nie chce występować w tym duchu, chociaż na konferencji prasowej oświadczył, że Wasze postępowanie jest wewnętrzną sprawą Polski, do której nie wolno się wtrącać. Obiecał mi też, że w takim kierunku będzie wywierał wpływ na swoich zachodnich partnerów oraz dołoży starań, by EWG nie przerwała swego poparcia dla Polski Ludowej.
16 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Trzeba odwagi, by bronić swoich praw, bronić swojej godności. Trzeba odwagi, a my pochowaliśmy głowę w piasek, milczymy, choć wokół dzieje się krzywda i bezprawie [...], gdzie nasza robotnicza solidarność? [...]
Śmierć dla górników nie nowina — zagląda w oczy aż nazbyt często, ryzykując życiem, ratując współbraci, za ginące ideały również przelali krew — i o tym nie wolno zapomnieć. Za ideały sierpnia 1980, za „Solidarność” przyszło im płacić w grudniu 1981 — płacić własną krwią i zapłacili. [...]
Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, ale duszy nie mogą zabić. Raz jeszcze mówię — nie bójcie się.
Jastrzębie-Zdrój, ok. 16 grudnia
Jastrzębska Solidarność 1980-2005, Jastrzębie Zdrój 2005.
§ 1.
Zawieszam na czas obowiązywania stanu wojennego działalność Związku Artystów Scen Polskich z siedzibą w Warszawie.
§ 2.
1.Całość majątku Stowarzyszenia przejmie w zarząd i użytkowanie przedstawiciel wyznaczony przez Ministra Kultury i Sztuki.
2.Wyznaczony przedstawiciel obowiązany jest do czynności związanych ze zwykłym korzystaniem z majątku stowarzyszenia, nie może on dokonywać czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu.
§ 3.
Zarządzenie wchodzi w życie z dniem podpisania.
Warszawa, 16 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Nie chcieliśmy stanąć w tym dniu na placu z pustymi rękami. Zdecydowaliśmy się na zrobienie flagi biało-czerwonej. Był to niemały problem techniczny. Janusz w pewnym momencie zdjął swetr i ściągnął swój biały podkoszulek. Wydarliśmy z niego w miarę regularną formę prostokąta i dolną część podkolorowaliśmy na czerwono ogryzkiem kredki znalezionej w szafce po więźniach. Do flagi dowiązaliśmy po obu stronach sznurki, tak, by każdy z naszej 16-tki mógł ją trzymać. Kiedy nastąpiła nasza kolej na spacer, skupiliśmy się w kole, a otwierając je rozwinęliśmy flagę i stanęliśmy w szeregu twarzą do rzędu pawilonów, z których obserwowali nas nasi koledzy. Po minucie ciszy odśpiewaliśmy wraz z kolegami z obu pawilonów hymn i „Boże coś Polskę”. ZOMO-wcy i klawisze różnie reagowali. Część dyskretnie usunęła się na bok, niektórzy prowokacyjnie świdrowali nas wzrokiem, paląc papierosy i nie reagując na słowa hymnu. Czuliśmy się z każdą zwrotką mocniejsi i oni też to czuli.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczory w celi zeszły nam na urządzaniu naszego pomieszczenia. Z listew oderwanych od stołu zbiliśmy krzyż. Chrystusa upletliśmy z pakunkowego konopnego sznura. Poniżej przymocowaliśmy zdjęcie papieża. Pod krzyżem na ścianie zawisła nasza flaga z kawałkiem kiru. O godzinie 21.00 przy otwartych oknach obu zajmowanych przez nas pawilonów wszystkie cele odśpiewały „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Za poległych w Grudniu 1970 odmówiliśmy „Ojcze Nasz”, „Zdrowaś Mario” i „Wieczne Odpoczywanie”.
Strzebielinek, 16 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wieczorem w dzienniku radiowym podano: w kopalni „Wujek” w Katowicach zginęło 7 osób. Zginęli wczoraj, w samą rocznicę Grudnia. Straszne przygnębienie. Nam ta rocznica, tak pamiętna, mająca własne pomniki, wydawała się nietykalna. Była naszą współczesną relikwią. Mając ją w ręce czuliśmy się bezpieczni. I uderzono właśnie tu. Spodziewamy się najgorszego, wkroczenia Rosjan. Wtedy nasz los byłby przesądzony. Wieczorem modlimy się za poległych. Do okna podchodzą wszyscy, także niewierzący.
Strzebielinek, 17 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Niekoniecznie trzeba pochwalać perfekcyjny pucz wojskowy gen. Jaruzelskiego. Jednak należy życzyć mu powodzenia. Inaczej następnym aktem polskiego dramatu byłaby zapewne szeroko zakrojona interwencja sowiecka.
18 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Kanclerz Helmut Schmidt: „Niemcom nadal nie wolno czynić siebie sędziami w sprawach Polski, nie wolno”
Przywódca opozycji Helmut Kohl: „Panie Kanclerzu [...] przecież nie myśli pan poważnie, że jakiś obywatel polski uzna, iż mieszamy się w wewnętrzne sprawy dumnych Polaków, jeżeli dziś zaprotestujemy przeciw niesprawiedliwości, jaka tam panuje. Ci ludzie czekają na wyraz naszej sympatii".
18 grudnia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Przemeblowaliśmy się. Prycze dotychczas zasłaniające okna przesunęliśmy na przeciwległą ścianę. Podczas wieczornego liczenia klawisz oznajmił, że jest to regulaminowo zabronione. Przemeblowania można robić po uzyskaniu zgody komendanta. Nie zareagowaliśmy na to. Mamy lepszą wentylację w całym pomieszczeniu, a połowa z nas pali. Ustala się nasz dzienny harmonogram w porannym ożywieniu, wyczekiwanym spacerze, w południe następuje spokój. Niektórzy śpią, inni czytają jakieś książki z więziennej biblioteki, grają w szachy, piszą listy, uczą się wzajemnie języków. Z zapasów pochodzących z wypiski próbujemy przygotować coś sprawnego do jedzenia. Najczęściej jest to chleb z margaryną i cebulą. Jedzenie jest tu okropne. Poza ranną zupą, dwa pozostałe posiłki – też zupy, jeśli w ogóle można je tak nazwać – są wręcz obrzydliwe. Dzienna stawka żywieniowa wynosi 25 zł i komendant twierdzi, że nie jest w stanie nic lepszego za to zrobić.
Strzebielinek, 18 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Ktokolwiek miał szczęście poznać Lecha Wałęsę i innych przywódców „Solidarności”, tak jak ja w lecie tego roku w Polsce, ten nie może myśleć o nich inaczej jak z szacunkiem i z tą radością, jaka napawa dumą z niezwykłych dokonań ludzkich. Zaprezentowali oni nadzieję na stworzenie nowych form życia politycznego, które uznałyby polską konstytucję i istniejący ustrój społeczny, ale w połączeniu z kontrolą demokratyczną i swobodą wyrażania opinii publicznej. Jeśli przywódcy „Solidarności” okazali się naiwni, bo przecież partia rządząca nie chciała dzielić się władzą z nikim, a już najmniej z robotnikami, to grzeszyli nadzieją. Tak więc zasługują na współczucie i pomoc wszystkich ludzi dobrej woli.
[...]
Naród polski przeżył wiele klęsk, tym razem klęska została zadana w sposób szczególnie perfidny, ale jak znam historię, nie wierzę, by ruch demokratyczny w Europie Wschodniej, któremu przewodziła „Solidarność”, miał być zjawiskiem przejściowym. Wręcz przeciwnie, jego jawna lub utajona egzystencja okaże się trwalsza niż wszystkie junty stulecia razem wzięte.
19 grudnia
Czesław Miłosz, To wielka odpowiedzialność unicestwić nadzieję, „New York Times” z 19 grudnia 1981, cyt. za: Hanna Antos, Polska Czesława Miłosza, „Karta” nr 69, 2011.
Dziś upływa termin składania odwołań od decyzji o internowaniu. Z początku nikt nie chciał pisać, teraz są dwa wyraźne stanowiska: jedni opowiadają się za korzystaniem – dla zasady – z ograniczonego, ale funkcjonującego przecież prawa, a inni uważają, że co tworzyć jakichkolwiek pozorów jego istnienia. Postanowiłem napisać odwołanie od decyzji o internowaniu, w której wszystkim postawiono ten sam zarzut: „podejmowania działań o skutkach anarchizujących życie społeczeństwa województwa gdańskiego – na zasadzie artykułu 42 dekretu z dnia 12 grudnia 1981 o ochronie bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego w czasie obowiązywania stanu wojennego”. Kiedy już część z nas zdecydowała się na napisanie podań, około 17.00 przyszedł strażnik, który oświadczył, że komendant nie przyjmie naszych odwołań pod nieobecność pełnomocnika. Mimo to postanowiliśmy wręczyć je strażnikowi, a sami sporządziliśmy dokument potwierdzający fakt przekazania tych podań z podpisami wszystkich mieszkańców celi na wypadek, gdyby komendant próbował nas wymanewrować.
Strzebielinek, 20 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
O 7.00 rano liczący nas klawisz jak zwykle huknął drzwiami na pobudkę. Z kołchoźnika leciała właśnie relacja z konferencji Jerzego Urbana, rzecznika prasowego rządu z udziałem kapitana Wiesława Górnickiego, znanego dotąd z roboty dziennikarskiej. Podano, że liczba internowanych wynosi około 5 tysięcy osób; niektóre już zwolniono. Pozostający w „ośrodkach odosobnienia” mają swobodę poruszania się wewnątrz, możliwość wspólnych zajęć kulturalnych, korespondencji, widzeń z rodzinami itp. Z konferencji wynikało, że przebywamy w ośrodkach wczasowych, w których życie reguluje specjalnie opracowany regulamin dla internowanych. W steku kłamstw, jakich wysłuchiwaliśmy od kilku dni – to kolejne doprowadziło nas do wściekłości. Prawie równocześnie we wszystkich celach rozpoczęło się walenie w drzwi. Klawisze potracili głowy.
Strzebielinek, 22 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Głęboko poruszeni przyjęliśmy wiadomość, że polscy robotnicy polegli od kul, walcząc o wolny ruch związkowy. Tysiące innych zostało osadzonych w więzieniach i obozach. Cały naród został podporządkowany brutalnym prawom stanu wojennego. Rozwiązanie związku zawodowego „Solidarność” jest bezspornym pogwałceniem umów zawartych przez państwo polskie, a wojskowy terror stanowi ewidentne pogwałcenie praw człowieka. Potępiamy te działania i wyrażamy nasze poparcie dla polskich robotników o prawo do działalności związkowej. Pogwałcenie praw człowieka, w tym prawa do działalności związkowej, jest dla wszystkich szczególnie istotne, ponieważ grozi wspólnemu bezpieczeństwu. [...]
Sztokholm, 23 grudnia
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Po południu mieliśmy pierwsze spotkanie z kapelanem, ppłk. Tadeuszem Błońskim, salwatorianinem, proboszczem kościoła garnirowanego z Gdańska-Wrzeszcza. Był wyraźnie zdenerwowany swoją sytuacją, ale też była ona niełatwa. Z jednej strony my, pełni nieufności do wszystkiego, co serwowała nam komenda obozu, z drugiej strony kapelan, jak się potem okazało, również otrzymał ostrzeżenie o grożącym mu sądzie wojennym w przypadku, gdyby przekazał jakieś informacje pochodzące od nas na zewnątrz. […] W tej atmosferze, w celach, które po kolei odwiedzał kapelan – żądano od niego okazania dokumentu uwierzytelniającego jego posługę kapłańską ze strony władz diecezji. Miał taki dokument, widzieliśmy na własne oczy. Było to jedno ze smutniejszych doświadczeń. Dał o sobie znać klasyczny mechanizm ubecki polegający na sianiu wzajemnych podejrzeń. W kaplicy kapelan udzielił nam zbiorowego absolutorium i rozdał komunię. Dostaliśmy także opłatki na jutrzejszą wigilię. Jest nadzieja, że przyjedzie jutro i będzie mógł odprawić w kaplicy mszę św.
Strzebielinek, 23 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Od rana trwały przygotowania do Wigilii. Najpierw kupiliśmy dostarczoną przez komendę choinkę, którą osadziło się w taborecie, podwiązało pod nim puszkę z wodą, później poszła w ruch wytwórnia „ozdób choinkowych”. Darliśmy na mniej więcej równe paski gazety, z których nasi specjaliści składali różnego rodzaju gwiazdki i bombki. Wszystko to wraz z otrzymanymi cukierkami zawisło na świątecznym drzewku. Wieczerzę wigilijną, na którą składały się dary z domów, rozpoczęliśmy o godz. 16.00. W trakcie jej trwania przyszedł z życzeniami kapelan i komendant mjr Kaczmarek. Przełamaliśmy się z nimi opłatkiem, a także z klawiszem, który im towarzyszył. Komendant i klawisz byli zaskoczeni. Gdy składaliśmy sobie wzajemnie życzenia i dzieliliśmy się opłatkiem, każdy z nas miał łzy w oczach. W obozie tworzyło się coś nowego. Jakaś wzajemna solidarność, poczucie jedności, braterstwa. Jeszcze przed paroma dniami znaczenie tych słów miało posmak wielkiego programu przebudowy naszego społeczeństwa, teraz wróciło do swego pierwotnego, elementarnego znaczenia. Na nowo odkrywaliśmy w sobie człowieka, a nie tylko wielki program polityczny. Tu też, w tych więziennych warunkach, pełniej odczuwaliśmy głębię kolęd.
Strzebielinek, 24 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Mamy własne radio! Jest to najbardziej prymitywny polski tranzystor, niemniej jednak pozwala nam na odbieranie wszystkich polsko-języcznych rozgłośni radiowych. Od razu inny nastrój. Wreszcie wiemy co się dzieje u nas i na świecie. Łatwiej też porządkować informacje od rodzin.
[…]
Informacje o reakcjach Zachodu są zupełnie inne od tych, które serwuje Polskie Radio […].
Strzebielinek, 25 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Pojawiło się nowe porzekadło: „WRONa Orła nie pokona”. Na spacerze, korzystając z pięknego śniegu, którego nie brak tej zimy, ulepiliśmy bałwana w rogatywce, a drugiego z wielkimi odstającymi uszami. Było trochę śmiechu i zabawy. Wieczorem ZOMO skrupulatnie rozwaliło te kukły. No i oto nam chodziło…
Czuje się w celi wyraźne odprężenie. To skutek widzenia się z rodzinami i wiadomości, jakie do nas przenikają przez radio. Również msza św., którą odprawił kapelan, bardzo nas podniosła na duchu, zwłaszcza gdy trzydziestu chłopa huknęło kolędę. Wyszedł z tego niezły chór. Często dyskutujemy o obecnej pozycji Kościoła. Wszyscy uznają, że bardzo się uaktywnił. Najważniejsze, że wspiera tworzenie się nowej, międzyludzkiej solidarności, solidarności z rodzinami, z których zabrano kogoś do więzienia lub internowano. Księża pomagają, pocieszają, kierują do osób, które mogą pomóc w jakiejś konkretnej sprawie. Organizuje się sieć pomocy i samopomocy materialnej dla rodzin internowanych i przebywających w aresztach.
Strzebielinek, 25 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Wszyscy odnaleźliśmy się potem w Białołęce. Właśnie dopiero na spacerniaku dowiedziałem się, że wyszedł pięćdziesiąty numer [biuletynu „PPN”]. Mnie internowano za „wydawanie pisma o charakterze antysocjalistycznym”, tak to było sformułowane. A ponieważ wydawałem pisemko w Akademii Sztuk Pięknych, wobec tego nie wiem... ale sądzę jednak, że za PPN. Było wiadomo, że oni wiedzą wszystko. Mogli nie wiedzieć o pojedynczych osobach. Nie sądzę także, żeby nie wiedzieli o mnie, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Może nie znali mojej roli, może uważali, że jestem tylko pionkiem...
Byłem głęboko przekonany, że trzeba jak najszybciej stąd uciekać i dalej działać – napisałem list do prymasa o mojej sytuacji (moja żona była w zagrożonej ciąży), który to list biskup Dąbrowski zawiózł do Kiszczaka. I Kiszczak powiedział: „Ofiaruję pana Włodarczyka księdzu prymasowi pod choinkę”. Drugiego dnia świąt przyjechał do mnie do Białołęki jakiś pułkownik. Wezwali mnie i kazali podpisać lojalkę. Powiedziałem, że tego nie podpiszę, na co on: „My pana nie puścimy”. Odpowiedziałem: „tu jest takie towarzystwo, że tysiąc lat mogę siedzieć!”. Ale mimo tego, że nie podpisałem tej lojalki – wypuścili.
Warszawa, grudzień
[datowanie przybliżone]
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Wieczór sylwestrowy upływa nam na przygotowaniach do wspólnej kolacji – nie brak puszek z rybami, konserw, sera, są nawet jakieś soki. O północy złożyliśmy sobie życzenia, a później przy kawie, resztkach ciastek oraz przemyconej butelce szampana i wyborowej siedzieliśmy, jak zwykle dyskutując i śpiewając.
[…]
Sylwester był też o tyle pamiętny, że po raz drugi od czasu zamknięcia mogliśmy się wykąpać, a raczej wziąć prysznic. Przy okazji otrzymaliśmy nową zmianę ścierek, które służyły nam jako ręczniki. Po dniach spędzonych w brudzie, pod zakurzonymi kocami w podejrzane plamy, była to wielka ulga.
Strzebielinek, 31 grudnia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Biuro „Solidarności” powstało samorzutnie. W Szwecji było dużo turystów, ludzi z Polski, działaczy „Solidarności”, których zaskoczył tu stan wojenny; zaczęli do nas przychodzić, bo widzieli w gazetach, że ktoś działa, jest jakiś ośrodek. W prasie to wyglądało na znacznie intensywniejsze niż było w rzeczywistości. To było przecież tylko nasze mieszkanie, które się przekształciło w centralę informacyjną; przyjechały telewizje ze swoim sprzętem — porozstawiano go i permanentnie nadawano z naszego salonu. Drzwi się nie zamykały, ludzie wchodzili, wychodzili, telefon się urywał, dzwonił non stop. Potem zainteresowanie się zmniejszyło. Jednak i tak trzeba było to ucywilizować, w końcu to był nasz dom.
Biuro działało w ten sposób do 1 stycznia 1982. Wtedy przeniesiono je do lokalu udostępnionego przez centralę szwedzkich związków zawodowych LO. Ja automatycznie zostałem szefem tego biura, jednak nie podobało się to socjaldemokratycznym związkom zawodowym, ponieważ identyfikowany byłem jako liberał. W biurze oprócz mnie znaleźli się Piotr Mayer, działacz Regionu Mazowsze, który przypadkiem znalazł się w Szwecji, Marek Tarka, Anna Bogucka i Marek Kasprzak — też związani z Regionem Mazowsze i też przebywający przypadkowo w Szwecji. Na początku współpracował z nami również Japończyk Joshiho Umeda, którego jako obywatela japońskiego wydalono z Polski, mimo że miał tam żonę i dzieci.
1 stycznia
Katarzyna Puchalska, Droga przez Bałtyk, Relacja Jakuba Święcickiego nagrana przez Katarzynę Puchalską w kwietniu 2005, „Karta” nr 47/2005.
Dlaczego myśl o Polsce w tak szczególny sposób chwyta za serce? Czy nie dlatego, [...] że jeszcze nie zapomnieliśmy, co my, Niemcy, uczyniliśmy temu krajowi? Czy bliskość może parzyć? [...] Oskarżenie brzmi: zbyt łatwo zamykamy usta tam, gdzie są komuniści, którzy mordują i zamykają, torturują i wysyłają do obozów. [...] Możliwe, że ciągle zalecane niezaangażowanie się jest dobrą zasadą dla rządzących i bankierów. Naszą sprawą, inteligencji, główną zasadą naszego życia zawsze było i musi pozostać zaangażowanie.
1 stycznia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Ja i dwa tysiące użytkowników daremnie oczekujemy od trzech miesięcy, a niektórzy dłużej, na dostawę gazu w butlach do naszych mieszkań. To skandal. Tak bowiem można określić sytuację, jaka panuje w Spółdzielni Pracy „Odnowa” w Szczytnie. Na poprzednią dostawę czekaliśmy dwa miesiące. Przyczyny braku gazu są różne. Ale w tym wypadku jak jest gaz, to samochodu do rozwożenia nie ma. Samochód naprawiony, to znowu nie ma butli, bowiem zostały rozprowadzone wśród tych, którzy posiadają własny transport. I znowu trzeba czekać.
Szczytno, styczeń
„Trybuna Ludu”, nr 2 z 2–3 stycznia 1982, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
Zawsze oczekujemy niedzieli z nadzieją i ożywieniem. W trakcie odwiedzin napływa do obozu porcja wiadomości, która musi wystarczyć na cały tydzień. Oczekujemy też niedzielnych mszy św. (niestety Polskie Radio nie transmituje już mszy św.), w czasie których możemy wysłuchać informacji z działalności Kościoła. Bardziej też włączamy się w sprawy liturgii. Koledzy na zmianę czytają fragmenty lekcji i przygotowują intencje, o które modlimy się w czasie mszy św. Z uwagą wysłuchujemy wszystkich komunikatów episkopatu. Ze szczególną uwagą śledzimy ciąg wypowiedzi naszego papieża. Dziś – jak podały zachodnie agencje radiowe – papież ostro potępił działalność junty. W podobnym tonie wygłosił kazanie prymas Glemp. Jego wczorajsze spotkanie z Jaruzelskim nie wniosło nowych elementów.
Strzebielinek, 10 stycznia
Jan Mur, Dziennik internowanego (XII 1981 – XII 1982), Gdańsk-Warszawa, 1989.
Stwierdzono znaczne nieprawidłowości w zakresie wydawania zezwoleń przez władze administracyjne – naczelników dzielnic, miast i gmin w województwie stołecznym, jak i nieuczciwości w postępowaniu pracowników stacji. Tankowali oni benzynę osobom nieposiadającym odpowiednich dokumentów, przyjmując w zamian upominki w postaci m.in. mięsa, jajek, odżywek dla dzieci, cukru, alkoholu oraz artykułów przemysłowych – zapalniczek, kalendarzy i innych.
Warszawa, 14 stycznia
„Trybuna Ludu”, nr 13 z 17 stycznia 1982, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
[...] gdyby Polacy rzeczywiście uwolnili się z Układu Warszawskiego, co w sposób konieczny prowadziłoby do destabilizacji równowagi na świecie — na taki rozwój wydarzeń Rosjanie nigdy by nie pozwolili. Byłaby prawdziwa wojna, miasto [Warszawa] zostałoby ponownie zniszczone, jak w roku 1944 podczas powstania warszawskiego, a elita kraju zostałaby poświęcona. [...] Sytuacja w Polsce jest straszliwie niebezpieczna. Wszystko jest możliwe.
22 stycznia
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Komitet Gospodarczy Rady Ministrów podjął decyzję o wznowieniu [...] sprzedaży etyliny dla prywatnych posiadaczy pojazdów samochodowych. [...] Tankowanie pojazdów będzie przypadało na ten dzień, w którym końcowa cyfra numeru rejestracyjnego samochodu będzie odpowiadała końcowej cyfrze dnia kalendarzowego. I tak np. samochód o numerze rejestracyjnym tablicy kończącym się na 1 tankuje 1, 11 i 21 dnia miesiąca. [...] 31 marca obowiązywać będzie zakaz tankowania.
Warszawa, 26 stycznia
„Życie Warszawy”, nr 9 z 26 stycznia 1982, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
W Teatrze Narodowym na spektaklu Wesele publiczność zbojkotowała aktora – Janusza Kłosińskiego, witając każde jego wejście na scenę huraganem braw, które nie milkły w czasie wypowiadania przez niego kwestii. Następnego dnia zrezygnował ze wszystkich ról […]. W ten sposób został ukarany za kolaborację, wystąpił bowiem w programie telewizyjnym popierając działania junty.
Warszawa, 29 stycznia
„KOS”, 1982, nr 4, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Od dziś nowe ceny żarciowe. Po wejściu do sklepu doznałam wstrząsu. Mleko z 2,90 skoczyło na 10 zł, serek w kubeczku z 6 na 28 zł, żółty salami z 45 na 210, a masło z 25 na 77 złotych. Ze stówą nie ma po co wychodzić z domu.
Poznań, 1 lutego
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Zarządzeniem 12/81 dyrektora BPT „Predom-Projekt” w sprawie niektórych postanowień, wynikających z ogłoszenia stanu wojennego, organizacje związkowe w Biurze zobowiązane zostały do usunięcia swoich materiałów informacyjnych i propagandowych.
Nie zostało to w pełni wykonane w jednym z pomieszczeń pracowni TT-1. Z rozmowy mojej przeprowadzonej z Obywatelem w miejscu pracy Obywatela, w obecności Ob. Ob. J. Granata i Wł. Moraszki wynikło, że jeden z nielegalnych w myśl zarządzenia 12/81 afiszów propagandowych wraz z bukiecikiem kwiatków — wywieszony został przez Obywatela. Moje polecenie zdjęcia afisza spotkało się ze stanowczą odmową Obywatela.
Takie postępowanie Obywatela daje podstawę do uzasadnionego sądzenia, że pozostając w pracy będzie Obywatel działać na rzecz nieprzestrzegania obowiązującego w stanie wojny porządku prawnego.
— Zawieszam Obywatela w czynnościach służbowych do dnia 30.05.[19]82.
— Wypowiadam Obywatelowi warunki pracy i płacy ze skutkiem prawnym na dzień 30.05.[19]82.
— Zabraniam Obywatelowi wstępu do BPT „Predom-Projekt” od dnia 18.02. [19]82 do dnia 30.05.[19]82 (oprócz dni wypłat) bez zgody dyrektora, z zastrzeżeniem, że naruszenie tego zakazu spowoduje natychmiastowe zwolnienie.
W okresie zawieszenia będzie Obywatel otrzymywać wynagrodzenie obliczane jak za urlop wypoczynkowy.
17 lutego
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
W dniu 17 lutego 1982 otrzymałem wypowiedzenie umowy o pracę z uzasadnieniem, że jeden z nielegalnych w myśl zarządzenia Dyrektora nr 12/81 afiszów propagandowych wywieszony został przeze mnie i na polecenie Dyrektora nie został zdjęty. W związku z takim zarzutem wyjaśniam, że po dniu 13 grudnia 1981 [...] zostały usunięte wszystkie materiały uznane przez Dyrektora za informacyjne i propagandowe NSZZ „Solidarność”. [...]
Na marginesie dodaję, że rzekomym afiszem propagandowym był portret I Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego wydany przez Państwowe Zakłady Graficzne we Wrocławiu, wywieszony w maju 1981. Portret Marszałka nie jest żadnym afiszem propagandowym, a ponadto do moich obowiązków jako projektanta nie należy robienie porządków na terenie pracowni.
Wrocław, 22 lutego
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Potwierdzam to, co wcześniej przekazane zostało Obywatelowi przez kolegów i kierownika pracowni, że mógł Obywatel od 1 marca 1982 i nadal może natychmiast powrócić do pracy po przedłożeniu pisma, w którym:
— zobowiąże się Obywatel do przestrzegania obowiązującego porządku w zakładzie pracy;
— zwróci się Obywatel o zaliczenie nieobecności w pracy w okresie wypowiedzenia do urlopu wypoczynkowego.
Odmowa złożenia takiego zobowiązania jedynie potwierdza słuszność podjętych kroków wobec Obywatela.
Wrocław, 18 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Stan wojenny obnażył […] trudną i skomplikowaną sytuację polityczną w środowisku teatralnym. Na scenach dramatycznych zaczęły dominować przedstawienia o charakterze kontenstacyjnym. W wielu inscenizacjach próbuje się nawiązać do obecnej sytuacji w kraju, lecz czyni się to w sposób powierzchowny, a czasami wręcz nieodpowiedzialny. Skutki społeczne tego rodzaju działań są po prostu szkodliwe. Teatr nie może być miejscem podtrzymywania napiętej atmosfery społecznej […] i wrogiej socjalistycznemu państwu agitki politycznej.
Warszawa, 19 marca
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Wylądowałam tu po piętnastu godzinach podróży suką więzienną, bez okna, w warunkach niżej bydlęcych. Na skutek podróży dwie starsze panie są poważnie chore. W suce szesnaście kobiet w dwóch klatkach po 5 metrów kwadratowych każda. Na dworze mróz, w środku dziki smród i zaduch. Samochód stanął tylko raz w więzieniu w Olsztynie. Skręcałyśmy się z bólu pęcherza, większość miała torsje. Nasi opiekunowie byli tym rozbawieni. I taki stosunek do nas-internowanych pozostał do dziś.
Znacie mnie, wiecie, ile potrafię znieść z pogodą. Ogłaszam, tym razem to przekracza granice wytrzymałości. Bardzo chcę, żeby o tym wiedzieli ludzie. Tego nie można znieść z godnością.
Nie skarżyłam się mojej rodzinie. Trzymam przed nimi twarz — przecież mogą się zadręczyć. Nie mówię im o tym, że jestem chora. Lekarz uważa za niezbędną operację, ale może ona być zrobiona tylko w więziennym szpitalu, na co nie mogę się zgodzić. Muszę z tym czekać do końca wojny.
Darłówek, 20 marca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Oświadczam, że stawiane warunki przywrócenia mnie do pracy w piśmie z 18.03.1982 są nie do przyjęcia:
— żądanie zobowiązania, że będę przestrzegał obowiązującego w Biurze porządku uważam za obraźliwe, ponieważ od 1.09.1961 jestem pracownikiem i nigdy nie miałem kolizji z obowiązującym regulaminem pracy;
— żądanie zaliczenia nieobecności w pracy na poczet urlopu wypoczynkowego jest drugim nieporozumieniem spowodowanym nieprzemyślaną decyzją Dyrektora. Urlop jest przeznaczony na wypoczynek, a w zaistniałej sytuacji traktowanie mojej nieobecności w pracy jako wypoczynku jest niepoważne i bezprawne.
Zgłaszam gotowość natychmiastowego przystąpienia do pracy po anulowaniu rozwiązania umowy o pracę i cofnięciu zakazu wstępu do Biura. [...]
Wrocław, 22 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Terenowa Komisja Odwoławcza do Spraw Pracy dla Dzielnicy Wrocław-Krzyki [...] orzeka:
Uznać za bezskuteczne wypowiedzenie umowy o pracę z dnia 17.02.1982 w stosunku do wnioskodawcy ob. Henryka Perkowskiego.
Uzasadnienie
[...] wnioskodawca jako długoletni pracownik cieszył się bardzo dobrą opinią, był pracownikiem sumiennym, rzetelnym i wydajnym.
W okresie 21 lat pracy brak w aktach osobowych jakiejkolwiek ujemnej oceny pracy wnioskodawcy.
Dowód: akta osobowe.
Faktem jest, że w chwili ogłoszenia stanu wojennego dyrektor Biura wydał Zarządzenie nr 12/81, w którym nakazał usunięcie z pomieszczeń biurowych materiałów informacyjnych i propagandowych związkowej organizacji NSZZ „Solidarność”. Również faktem jest, że w pracowni wnioskodawcy od maja 1981 wisiał portret Piłsuckiego [sic!], powieszony przez któregoś z pracowników, w każdym razie nie przez wnioskodawcę.
Dowód: wyjaśnienie wnioskodawcy.
W pracowni tej znajdują się różne afisze, np. marki zagranicznych samochodów, zdezaktualizowane, a z ciekawą lub barwną fotografią kalendarze itp.
W dniu 17.12.[19]81 dyrektor [...] nakazał zdjąć wnioskodawcy afisz Piłsuckiego, zaliczając ten afisz do nielegalnych.
Dowód: pismo z 17.12.[19]81 dot[yczące] wypowiedzenia umowy o pracę.
Wnioskodawca nie usunął afiszu, uważając, iż nie należy to do jego kompetencji.
Dowód: okoliczność niesporna.
Komisja w tak ustalonym stanie faktycznym przyjęła, iż wypowiedzenie umowy o pracę jest nieuzasadnione i w związku z tym bezskuteczne.
Wnioskodawca jest starszym projektantem i nie ma obowiązku przybijania bądź zdejmowania afiszy, tym bardziej iż je nie zawieszał. Dyrektor winien wydać polecenie w tym zakresie, o ile faktycznie wiedział, iż afisz Piłsuckiego w stanie wojennym jest niewłaściwy, kierownikowi administracyjnemu dysponującemu pracownikami gospodarczymi, do których kompetencji należą tego rodzaju czynności, np. sprzątaczka, konserwator, a nie projektantowi. [...]
Wrocław, 26 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
[...] nie przypuszczałem, że spotkam się z oporami ob. [Henryka] Per[kowskiego] w zakresie podpisania deklaracji stosowania się do obowiąz[ku] porządku w zakł[adzie] pracy. Sprawy rozliczenia nieobecności są tu drugorzędne.
Biorąc pod uwagę, że ob. Per[kowski] nadal uważa, że ma prawo w miejscu pracy wywieszać, co uważa za stosowne i że nie musi się liczyć z decyzjami dyr[ekcji] — cofam własną warunkową propozycję przywrócenia do pracy ob. Per[kowskiego].
26 marca
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
W tej konfrontacji niekontrolowanej władzy ze zniewolonym społeczeństwem jestem po stronie internowanych i uwięzionych, usuniętych z pracy i uczelni, po stronie wyzutych z prawa do strajku i protestu, po stronie zmuszonych do milczenia i krycia się. W takiej sytuacji ogólnej i osobistej nie mogę kierować państwową instytucją.
Kraków, 31 marca
„Wezwanie” 1982, nr 1, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
13 grudnia 1981 zakończył się pełen nadziei okres we współczesnej historii Polski. Ktoś powiedział, że polska „Solidarność” runęła jak domek z kart. [...] Nie ma ani śladu dobrej woli [władz] nawiązania dialogu z „Solidarnością”, która niewątpliwie reprezentuje szerokie koła opinii publicznej i bez uczestnictwa której w procesie podejmowania decyzji żaden problem nie może zostać rozwiązany w sposób konstruktywny. Można zlikwidować czy też zmusić do milczenia pojedynczego człowieka. Nie można jednak wymazać z pamięci ludzkiej doświadczeń szesnastu miesięcy demokracji, marzeń o społeczeństwie wolnym od lęku, kłamstwa i władzy jednostki. Powtarzamy raz jeszcze żądania szwedzkiego ruchu robotniczego i międzynarodowej socjaldemokracji:
- Uwolnić wszystkich uwięzionych i internowanych więźniów związkowych i politycznych.
- Zezwolić „Solidarności” na prowadzenie działalności związkowej, zgodnie z podpisaną przez Polskę konwencją Międzynarodowej Organizacji Pracy.
- Położyć kres prześladowaniom i stosowaniu prawa wojennego.
[...] Nasza solidarność z narodem polskim będzie trwać nadal. Polska znajduje się blisko nas.
6 kwietnia
„Biuletyn Informacyjny Biura Informacji Solidarności w Sztokholmie” nr 11, 1982.
„Tu Radiostacja «Solidarność»”! Na UKF 70,1 MHz o 21.00, osiem minut — bez zakłóceń! Audycja bardzo dobrze słyszalna. Prośba o mruganie światłem; o ile się dobrze słyszy — razy trzy, średnio — razy dwa, źle — raz. Potem informacja o internowanych (ponad 4 tysiące), bitych i szykanowanych oraz ballada o górnikach w kopalni „Piast”.
Szykowaliśmy się wcześniej na Radio „S”. Szykowaliśmy magnetofony, sprawdzaliśmy po sto razy i — radość niesamowita! Wszyscy na piętrze słyszeli dobrze. I do okien — mrugają! W gąszczu okien większość mruga — to nasi! Lecimy na drugą stronę domu — mrugają! Od początku stanu wojennego, a może dłużej, nie widać było tak radosnych ludzi.
To był niezwykły zastrzyk radości i nadziei. Że się udało, że ubectwo nie dało sobie rady, że nas tyle. I zarazem wdzięczność, i zaraz strach o tych, co Radio „S” zmajstrowali.
Warszawa, 12 kwietnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
No ale dość uciechy, teraz muszę na Ciebie trochę poburczeć – i to wciąż na ten sam temat – skąd ten ton ciężaru trosk w twoich listach. Jak korespondencja z Oświęcimia. Piszesz, że wszystkim wam tak strasznie ciężko – czemu? [...] Co was tak drogie dziewczyny gniecie? Ja naprawdę pytam z całą powagą i nie rozumiem. W przyzwoitych warunkach, z wysoką stopą życiową, człowiek ma wreszcie czas, żeby używać szarych komórek w spokoju i zaraz dramat. [...] Próbuję zrozumieć co to jest – jakaś epidemia?
Mam parę pomysłów na podstawie samej korespondencji. Zacznijmy od tego, ze Twój list jest cały w nastroju: już, już wychodzę na wolność [...]. To oczywiste psychiczne samobójstwo. Gdybym sobie kiedykolwiek na takie pomysły pozwolił, to już parę lat temu bym się leczył w zamkniętym zakładzie. Pod żadnym, ale to żadnym pozorem nie wolno przeżywać swojego uwolnienia. Nie wolno!!! To wcale nie znaczy, że masz się nastawiać na wieczne siedzenie. Przeciwnie, jak mówią złodzieje: to tylko zamknąć cię nie musieli – wypuścić muszą. No ale właśnie skoro masz [to] jak w szwajcarskim banku, to nie zawracaj sobie tym głowy. Konkretnie myśleć musisz w kategoriach – co przeczytasz, napiszesz, zrobisz – już, pojutrze, w czwartek... ale tu, to jest żelazna zasada! Nie wolno czekać!
Białołęka, 28 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Drugą audycję zapowiedziano na 30 kwietnia i rzeczywiście była — pięciominutowa. Mówił w niej Bujak. Wozy goniometryczne szalały po Warszawie. Ustaliły jakiś jeden obszar gdzieś na Muranowie. Obstawili ten teren, jak za najlepszych okupacyjnych czasów, rewidowali przechodniów, samochody, domy. Jakiś pan twierdził, że po drodze był jedenaście razy rewidowany. Stacji nadawczej nie znaleziono.
Warszawa, 30 kwietnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Wszędzie biało-czerwono, na Pomniku napis: „Solidarność”, mnóstwo kwiatów. Śpiewamy „Jeszcze Polska...”, a transparenty z napisem „Solidarność” szumią na silnym wietrze. Unosimy dwa palce do góry — znak V — zwycięstwo. Nie wiadomo tylko, kto go doczeka. „Oddać Lecha!” — skanduje tłum. „Precz stan wojenny!”, „Dość bezprawia!”. Patrzę wokoło — choć młodych jest sporo, są i starsi, i rodziny z dziećmi, niektórzy niosą w klapie znaczek „Solidarności”. Tłum rusza ku bazylice Marii Panny. Na przedzie transparent: „Solidarność nie zginęła, póki my żyjemy”. Idziemy okrężną drogą, nigdzie ani jednego zomowca ani milicjanta. Dziwne.
„Zwyciężymy” — skanduje tłum. Ale kiedy? — myślę, choć i mnie porywa entuzjazm.
Pochód oficjalny był o wiele, wiele większy od naszego.
Gdańsk, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Plac Grzybowski. Mowa Jaruzelskiego, oklaski skąpe, rusza pochód. Na wysokości „Zachęty” kordon. Cały kwartał obu placów niedostępny, pochód idzie pustymi ulicami. Kursuję Królewska–Senatorska; nie kryją tu kulis. Suki, opancerzone armatki i dużo policji. Około 150 tysięcy ludzi, bardzo podobnie jak przed Sierpniem. Bardzo liczne FSO, kolejarze. Tłum poza grupami trudny do zidentyfikowania. Ani śladu entuzjazmu — tępy marsz. Ale sukces niewątpliwy, dużo ludzi, szturmówki, portrety, hasła. „Solidarność” nie istnieje — tylko dwa hasła przeciw „opozycji”. Znaczki PZPR, kokardy, czerwono i nijako.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Ponieważ jasne było, że Trakt Królewski obsadzi milicja, poszłyśmy z Wieśką dołem, przez Boleść, skręcając koło Mariensztatu w Bednarską. Przy Bednarskiej stał patrol.
— A po co pani chce przejść na górę, guza pani szuka? — zapytał glina wytwornie, patrząc na każdą z nas z osobna.
Cofnęłyśmy się w kierunku ogrodów uniwersyteckich i Oboźną zupełnie swobodnie przeszłyśmy na plac Kopernika. Jaka radość, gdy zobaczyłyśmy, że z Nowego Światu, Traugutta, Oboźnej — wszystkich okolicznych ulic — płynie po prostu tłum ludzi w adidasach. Adidasy — znak rozpoznawczy sprzymierzeńców. W adidasach przychodzi się na demonstrację. Tylko w takich butach można dobrze uciekać.
Warszawa, 3 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Po 16.00 zebrany tłum, zajmujący większą część placu Zamkowego, ulice doprowadzające do niego i częściowo Rynek zaczyna skandować: „Solidarność”, „Oddać Lecha!”, „Znieść stan wojenny!”, „Uwolnić internowanych!”. Kiedy wzniesione zostają sztandary i transparenty — ZOMO ustawia kordon odcinający tłum zebrany na placu od nadciągających zewsząd manifestantów. W odpowiedzi gromki krzyk: „Gestapo”, „Junta precz!”. [...] Obserwatorzy w Zamku Królewskim widzą grupę ubeków, którzy wyjmują z samochodu ustawionego pod Zamkiem biało-czerwone sztandary i rzucają się w tłum głośno krzycząc: „So-li-darność”.
Warszawa, 3 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Po nocnych zajściach na mieście 1 mają, w których interweniowały znaczne siły milicji, używając pałek, napięcie wzrosło. Należało więc oczekiwać, że w obchodzone w stanie wojennym patriotyczne święto nie obejdzie się bez demonstracji. Przedsmak tego miałem, gdy po południu szedłem na okolicznościowy wykład, który miał być wygłoszony w auli na Bielanach – na parkingu przed rektoratem zobaczyłem ciężarówki z ZOMO i milicją. Było to oczywiste ostrzeżenie, że władze są przygotowane do interweniowania.
W rejonie Bielan było spokojnie, chociaż wszędzie było sporo milicjantów i zomowców. Wracając, zaszedłem do Domu Akademickiego nr 1, gdzie odbywaliśmy dyżury. Było jasne, że coś się dzieje na Rynku Starego Miasta. Dochodziły stamtąd krzyki i sygnały wozów milicyjnych. Co jakiś czas pokazywały się biegnące stamtąd w kierunku ulicy Mickiewicza grupki studentów. W dyżurce była już prodziekan Alicja Grześkowiak i opiekun domu dr Kazimierz Lubiński. W akademiku wrzało jak w ulu. Co raz wpadał ktoś wracający ze Starego Miasta i mówił o akcji MO i ZOMO przeciwko ludziom wychodzącym z kościołów po uroczystych wieczornych nabożeństwach, wśród których było wielu studentów. Z tłumu padały podobno pod adresem interweniujących funkcjonariuszy okrzyki „gestapo”.
Mieliśmy poważne obawy, że organy bezpieczeństwa przygotowują pacyfikację środowiska studenckiego i wejdą do domów akademickich. Należało więc za wszelką cenę uniknąć prowokacji. A tymczasem podnieceni wydarzeniami studenci (obojga płci) biegali po pokojach i wyglądali przez okna. Brakowało części studentów, która w czasie zajść była na Rynku. Ponieważ dochodzące stamtąd odgłosy ucichły, istniała obawa, że ci studenci zostali zatrzymani i koledzy obawiali się o ich los.
W pewnym momencie, już o zmierzchu, zostaliśmy zaalarmowani, że zbliża się kolumna samochodów. Wyszliśmy z dr. Lubińskim na zewnątrz i stanęliśmy na schodach przed zamkniętymi drzwiami, demonstrując w ten sposób, że panujemy nad sytuacją. Na nasze wołanie studenci wyciszyli się i wygasili światła. Zresztą z górnych okien akademika sami lepiej niż my na dole widzieli, co się święci.
Błyskając niebieskimi światłami, nadjechała od strony Bielan, a więc pod prąd, kolumna samochodów ciężarowych wypełnionych milicjantami i zomowcami i zatrzymała się przed naszym akademikiem. Z ciężarówki wyszedł oficer i jeszcze jeden lub dwóch funkcjonariuszy i stanęli na środku jezdni. Przez dłuższą chwilę patrzyli na nas, a my na nich. Widocznie nie bardzo wiedzieli, co począć. Przypuszczalnie mieli ochotę spacyfikować ten najbardziej kłopotliwy akademik, ale nie mieli do tego pretekstu, bo było cicho jak makiem zasiał. Wreszcie bez słowa wsiedli do samochodu i kolumna odjechała, a nam ciężar spadł z serca. Studenci znowu się ożywili, jednak było już znacznie spokojniej.
Toruń, 3 maja
Jan Łopuski, Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń, Rzeszów 2007.
Dziś generałowie i sekretarz zdecydowali się rządzić nie tylko bez
akceptacji społeczeństwa, ale wręcz przeciwnie. Podstawą sprawowania władzy jest zdolność do rozpędzania demonstracji, pacyfikowania strajków, aresztowania, internowania, pałowania, rozstrzeliwania...
Dopóki generałowie i sekretarze będą taką zdolność posiadać, dopóty nie ustąpią ani o milimetr wobec żadnego nacisku. W tej sprawie wszystko zostało powiedziane i pokazane. Na złudzenia nie ma miejsca. Dodajmy, że wobec rewindykacji nie mogą ustąpić, bo nie mają żadnych rezerw. Nie mogą nie obniżać płac, nie zwalniać pracowników, nie zmniejszać racji żywnościowych. [...] Bez rzeczywistej ugody społecznej nie można powstrzymać postępującej agonii życia gospodarczego. [...]
Organizując „Solidarność”, wzięliśmy na siebie – my, jej działacze – ogromną odpowiedzialność. Nie uciekniemy przed nią dziś, uchylając się od szukania rozwiązań zasadniczych. Dla uniknięcia katastrofy, którą sprowadził na Polskę stan wojenny, skłonny jestem głosić konieczność nawet najdalej idących ustępstw ze strony społeczeństwa. Granicą tych ustępstw jest spełnienie niezbędnego warunku kompromisu społecznego – stworzenie sytuacji, w której władze będą się porozumiewać ze społeczeństwem, a nie same ze sobą (w różnych nazwach i osobach).
Słowem – warunkiem niezbędnym kompromisu jest społeczeństwo zorganizowane niezależnie od władz państwowych. Nie można budować programu na nadziei, że generałowie i sekretarze dobrowolnie zgodzą się na kompromis. Trzeba przyjąć, że przemoc ustępuje tylko wobec przemocy – i zapowiedzieć wyraźnie, że ruch nie cofnie się przed użyciem siły.
12 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jest już za pięć dwunasta. Na Marszałkowskiej dużo ludzi. Tłum gęstnieje z chwili na chwilę. Wszyscy jakoś dziwnie napięci. Wielu spogląda na zegarki. Serce wali coraz mocniej. Przez głowę przelatują gorączkowe pytania. Kim są ci wszyscy ludzie? Czy to my, czy oni? Nie wiadomo, czy apel strajkowy dotarł do wszystkich; nie mam żadnych instrukcji, nie jestem z nikim umówiony. Pojawia się alarmująca wątpliwość — może jestem tutaj sam. Co będzie, gdy tylko ja zatrzymam się o dwunastej?
Czuję badawcze spojrzenia innych. Mogę być przecież każdym — tajniakiem, prowokatorem, przypadkowym przechodniem... Już chyba za minutę. Zatrzymuję się na przystanku autobusowym. Na przystanku zawsze można postać. Wokół siebie widzę już samych milicjantów i ubeków. Wydaje mi się, że wszystkie oczy skierowane są na mnie. I ta cholerna ubecka kamera na środku ronda też się na mnie uwzięła. Już chyba dwunasta. Dlaczego oni nie trąbią? Dlaczego oni się nie zatrzymują?! Dlaczego nikt nic nie robi?! Z daleka dochodzi jakby dźwięk klaksonów, ktoś tuż za mną klasnął w dłonie. Chyba zamykam oczy i zaczynam klaskać jak opętany, a za chwilę obie ułożone w znak zwycięstwa dłonie wylatują w górę. Zwycięstwo! Zwyciężyłem! Dookoła wiele uniesionych dłoni, coraz więcej i więcej. Wyją klaksony.
Warszawa, 13 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
[...] Całość procesu wykazała mylną ocenę polityczną strony pozwanej, która nie wzięła pod uwagę, że osoba marszałka Piłsudskiego nie jest obecnie przemilczaną, ale przeciwnie — jego wypowiedzi cytują członkowie Komitetu Centralnego publicznie, wspomina go prasa i podręczniki szkolne, podkreślając jego socjalistyczny polityczny rodowód, jak i wyraźne podkreślanie [przez niego] roli Państwa jako nadrzędnego dobra współobywateli.
[...] Powód w niczym nie uchybił obowiązkom pracowniczym, dlatego oddalenie rewizji strony pozwanej jest konieczne i uzasadnione, gdyż uwzględnienie jej naruszałoby konstytucyjną zasadę prawa do pracy.
Wrocław, 18 maja
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Od pięciu miesięcy środowisko nasze poddawane jest wyłącznie administracyjnemu sterowaniu i żyje w pełnym poczuciu zagrożenia swego elementarnego prawa do autonomicznego rozwiązywania swoich […] problemów. W tej nienormalnej sytuacji […] uruchomiły się spontaniczne systemy presji i samoobrony. One z kolei spowodowały w niektórych publikacjach prasowych oraz pewnych ośrodkach opiniotwórczych szereg niewybrednych ataków, bądź na całe środowisko, bądź na zawieszony w swych czynnościach ZASP [Związek Artystów Scen Polskich], lub też na poszczególne, wytypowane do zdyskredytowania osoby. […] Poczynania te w prostacki sposób mistyfikują społeczną rzeczywistość. […] Apelując o przywrócenie prawa do podjęcia statutowej działalności ZASPu, zebrani tu członkowie tej twórczej organizacji wyrażają głębokie przekonanie, że potrafi ona – w partnerskim i nie pozorowanym dialogu z organami władzy, powołanej do kierowania życiem kulturalnym naszego kraju – przyczynić się nawet w tak trudnych , jak obecne warunkach do stabilizacji tego życia i osiągnięcia […] porozumienia narodowego.
Warszawa, 25 maja
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Ostrzegam Obywatela, że Jego obecność na rozprawie o stosunek pracy H. Perkowskiego [zwolnionego z powodów politycznych] może stanowić podstawę zarzutu kontynuowania działalności związkowej.
28 maja
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Przed chwilą usłyszałem Pana wystąpienie (na falach RWE) na temat Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. Bardzo mnie to zainteresowało, gdyż wreszcie dowiedziałem się, do kogo można się zwrócić w sprawie PPN-u. Sprawa ta interesuje mnie bowiem od dawna w kontekście dyskutowanej na zebraniach Sieci Organizacji Zakładowych NSZZ „Solidarność” Wiodących Zakładów koncepcji utworzenia Polskiej Partii Pracy.
[...]
Sieć była (i myślę, że nadal będzie) wspaniałym, około 30–50-osobowym gremium opiniotwórczym, które nie tylko opracowywało, ale na bieżąco konsultowało i zatwierdzało swoje propozycje na zebraniach macierzystych Komisji Zakładowych NSZZ „Solidarność”. Delegaci zakładów przyjeżdżali na zebrania Sieci wyłącznie w jednym celu: aby po powrocie móc zaprezentować swoim załogom następne propozycje, które zdobędą uznanie.
[...]
Propozycje statutu i programu Polskiej Partii Pracy napisałem (po licznych dyskusjach i modyfikacjach), kierując się tym naturalnym „duchem” Sieci, dzięki czemu mogły one zyskać akceptację załóg dużych zakładów. [...] Teksty PPP są niewątpliwie bardzo jeszcze niedoskonałe. Brakuje im w szczególności ciągłości historycznej oraz logiczno-programowej spójności, względnie ogólnie – brakuje im wygładzeń i uzupełnień zrobionych ręką fachowca od historii myśli politycznej i od bieżącej polityki.
Obecnie [...] chciałbym nad tymi tekstami popracować, gdyż wierzę głęboko, że przyjdzie czas przedstawienia ich do dyskusji na kolejnym zebraniu Sieci. Dlatego bardzo Pana proszę o przesłanie mi kopii wszystkich tekstów PPN-u. [...] Ponadto, jeśliby tak się stało, że zainteresuje Pana głębiej sprawa opracowania propozycji programu dla przyszłej „sieciowej” partii politycznej w Polsce, to z radością podjąłbym dyskusję na ten temat.
Bruksela, 30 maja
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Kabaret „Piwnica”, który od 13 grudnia nie ma prawa grać, prezentuje swoje pierwsze przedstawienie w stanie wojennym w kaplicy u Dominikanów. Zbił się tam trzystuosobowy tłum. Dużo młodych, studentów. Ludzie stoją nawet w korytarzu. Jerzy Turowicz zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie. Piotr Skrzynecki wdział czarną szatę. Ojciec dominikanin, który wita zespół, przypomina z uśmiechem, że wszystko jest dozwolone, oprócz nagich kobiet i aluzji politycznych. […]
Za witrażami krążą cienie. Leszek Wójtowicz śpiewa swoje teksty o śmierci Stalina i grobie Lenina […]. Piotr figluje i stroi sobie żarty, wykręca piruety w swej czarnej szacie, uderza w gong. Gdy spektakl dobiega końca, ojciec dominikanin prosi o modlitwę i minutę ciszy dla internowanych i skazanych. Przed rozejściem się tłum zaintonował pieśń staropolską. Piotr odprawia nas tubalnie i z sarkazmem: „A teraz idźcie do domu, jeśli możecie!”.
Kraków, 5 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Szósty miesiąc stanu wojennego. W kościele Mariackim została odprawiona msza. Po mszy, około szóstej wieczorem, milicja zablokowała wszystkie ulice wokół Rynku i zaatakowała wiernych przy użyciu pałek i gazu łzawiącego. Część zebranych, szukając schronienia, zawróciła do kościoła. Słychać płacz i krzyk dzieci. Starsze osoby mdleją.
Kraków, 13 czerwca
Adrien le Bihan, Gniewne Drzewo. Dziennik Krakowski 1976-1986, Kraków 1995.
Decyzją władz reaktywowano ZASP. Akt ten został ogłoszony niespodziewanie 25 VI. […] Okres półroczny wyznaczony datami 13 XII 1981–25 VI 1982 stanowił cezurę w statutowej działalności ZASP, lecz mimo restrykcji stanu wojennego nie stworzył próżni w teatrach i nieobecności ludzi teatru w społecznej świadomości. Przeciwnie. I dlatego Prezydium ZASP uważa dziś za swoją powinność skierowanie słów najwyższego uznania do olbrzymiej większości naszej społeczności teatralnej, za wspaniałą postawę w trudnym i dramatycznym okresie po 13 grudnia. […] ZASP jest kolejnym stowarzyszeniem, które zostaje reaktywowane, ale nie do pomyślenia jest nasza egzystencja, jeśli w tej samej sytuacji nie znajdzie się Związek Literatów i Stowarzyszenie Filmowców. […] Ten krótki komunikat kończymy z umiarkowaną nadzieją, że nowy sezon 1982/1983 przyniesie oczekiwane zmiany nie tylko w polskim teatrze i kulturze narodowej, lecz również w życiu społeczno-politycznym. Nie mogą one istnieć rozdzielnie.
Warszawa, 25 czerwca
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Jedziemy zaraz do sądu na Świerczewskiego. Ładują mnie do „sieczkarni”, skąd po pół godzinie idę na salę rozpraw. Jak w kinie. Albo we śnie.
Sala duża. Pusta. Ja na ławie oskarżonych, obok mnie sierżant w czapce. Wchodzi moja żona z Andrzejem — wspólnikiem od zawieszenia w pracy i znany mi mecenas S. Po chwili tych trzech z Krakowskiego i z Wilczej, ale już po cywilnemu. Wprowadzili mnie w zdumienie swoim wyglądem. Aż mi się głupio zrobiło. Każdy z nich mógłby siedzieć przede mną w szkolnej ławce! Wszedł sąd. Przystojna blondynka w todze i panienka w letniej sukience. A potem to już tylko słyszałem strzępy słów! „...strzelał do nas z parasola... myśleliśmy, że to wariat... kazał nam, żebyśmy go rozstrzelali... wyrażał się... radził nam, byśmy swoich dzieci nie posyłali do szkoły... bo ich wykończy...”.
Potem zeznawał Andrzej. I wygłosił na moją cześć pean. Z przemówienia mecenasa S. pamiętam zwrot: „ten czyn obłąkańczy” — co mnie poruszyło. W ostatnim słowie przeprosiłem chłopców i zapewniłem ich, że nic ich dzieciom w szkole nie grozi.
Usłyszałem jeszcze na samym końcu wyrok — 8 tysięcy złotych!!!
Warszawa, 28 czerwca
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Zebrani na dzisiejszym spotkaniu, zorganizowanym przez Ministra Kultury i Sztuki, Józefa Tejchmę, przedstawiciele świata teatralnego wyrażają głębokie zaniepokojenie faktem, że ich Związek twórczy, Stowarzyszenie ZASP, jest nadal pozbawiony możliwości statutowego działania. Od pięciu miesięcy środowisko nasze poddawane jest wyłącznie administracyjnemu sterowaniu i żyje w pełnym poczuciu zagrożenia swojego elementarnego prawa do rozwiązywania swoich – na ogół niełatwych i bolesnych – problemów.
W tej nienormalnej sytuacji – wypełniając zaistniałą próżnię organizacyjną – uruchomiły się spontaniczne systemy presji i samoobrony. One z kolei spowodowały w niektórych publikacjach prasowych oraz pewnych ośrodkach opiniotwórczych, szereg niewybrednych ataków bądź na całe środowisko, bądź na zawieszony w swych czynnościach ZASP, lub też na poszczególne, wytypowane do zdyskredytowania osoby. [...] Poczynania te w prostacki sposób mistyfikują społeczną rzeczywistość, identyfikując na przykład – nie podważaną przez nikogo w naszym środowisku – potrzebę stałego i prawidłowego rozwoju kultury narodowej z dyskusyjnymi potrzebami doraźnej i od tylu lat zmiennej propagandy.
Apelując o przywrócenie prawa podjęcia statutowej działalności ZASP-u, zebrani tu członkowie tej twórczej organizacji wyrażają głębokie przekonanie, że potrafi ona – w partnerskim i niepozorowanym dialogu z odpowiednimi organami władzy, powołanej do kierowania życiem kulturalnym naszego kraju – przyczynić się nawet w tak trudnych jak obecne warunkach, do stabilizacji tego życia i osiągnięcia – tak przez wszystkich oczekiwanego – porozumienia narodowego.
Warszawa, 28 czerwca
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Te ubiegłe 6 miesięcy [okres zawieszenia działalności ZASP-u] […] doprowadziły w rezultacie do nieistniejących dotychczas, ostro zarysowanych podziałów. Podział główny polega na niemożności jednoznacznej odpowiedzi na zasadnicze […] pytanie: na ile [artysta-wykoawca] jest jedynie kapłanem sztuki, dbającym o jak najwyższy poziom kultury narodowej, działającym w zgodzie z potrzebami i odczuciami swoich odbiorców […], a na ile heroldem doraźnej propagandy, wykonującym bez wahania wszelkie polecenia państwowej władzy.
Warszawa, 29 czerwca
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Okres półroczny wyznaczony datami 13 grudnia – 25 czerwca 1982 r. stanowił cenzurę w statutowej działalności ZASP, lecz mimo restrykcji stanu wojennego nie stworzył próżni w teatrach i nieobecności ludzi teatru w społecznej świadomości. Przeciwnie. I dlatego Prezydium ZASP uważa dziś za swoją powinność skierowanie słów najwyższego uznania do olbrzymiej większości naszej społeczności teatralnej za wspaniałą postawę w trudnym i dramatycznym okresie po 13 grudnia. Okres ten, mimo modyfikacji – trwa. Teatr polski oczekuje wraz z całym krajem na tak bardzo upragnioną normalizację, na zniesienie pozostałych restrykcji stanu wojennego, na autentyczne porozumienie narodowe. Temu celowi jesteśmy gotowi zawsze podporządkować naszą pracę, naszą energię i siły twórcze.
ZASP jest kolejnym stowarzyszeniem, które zostaje reaktywowane, ale nie do pomyślenia jest nasza egzystencja, jeśli w tej sytuacji nie znajdzie się Związek Literatów i Stowarzyszenie Filmowców, ponieważ i my i oni, nie możemy bez siebie istnieć i współtworzyć.
Warszawa, 5 lipca
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Bo kiedy Ciebie boli, bo kiedy cierpisz, to ja chromolę ojczyznę, wszystkie idee. Nie chcę, nie chcę, nie chcę... A przecież Ciebie boli zawsze, jak mnie nie ma. No prawda? Chcę tego straszliwie i boję się tego. [...] No i co ja mam zrobić do cholery? Podpisałbym współpracę z UB, ale wtedy Tobie bym zrobił krzywdę. Może byś mnie nawet wyrzuciła.
Dziewczyny wolą ułanów niż księgowych... i co ja, mały piesek, na to poradzę. Nie urodziłem się na Don Kichota, nie ma już wiatraków, a ja [...] próbuję walczyć ze smarkaczami...
Białołęka, 7–8 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zaczęło się od tego, że nie wpuszczono wszystkich rodzin na odwiedziny. Zebraliśmy się przed bramą, skandując: „Wpuścić rodziny!”. Śpiewaliśmy pieśni obozowe. Wysłaliśmy delegację do naczelnika więzienia, która wróciła z niczym. Kilku internowanych przez dach baraku dostało się na dziedziniec przed bramą wjazdową, chcąc skontaktować się z rodzinami. Żeby zapobiec wyłapaniu ich przez strażników, rozebraliśmy drut kolczasty odgradzający dziedziniec przed bramą od wnętrza obozu. Na teren obozu wkroczyła specjalna jednostka ZOMO ściągnięta ze Sztumu, uzbrojona w tarcze, hełmy, długie pałki, z psami. Po wkroczeniu ZOMO śpiewamy hymn narodowy, Boże, coś Polskę, Rotę, Czerwonych magnatów.
Ściągnięto straż pożarną z działkami wodnymi. Zaczęto lać nas wodą i wypierać z dziedzińca, w kierunku baraków. W pewnym momencie wydano rozkaz ataku. [...] Ten, kto padł, był tłuczony pałkami do nieprzytomności. Uciekaliśmy do baraków. W drzwiach wejściowych utworzyliśmy barykady ze stołów i taboretów. Pod naporem strumieni wody barykady zostały rozbite. [...]
Przed atakiem na cele, ZOMO zaczęło lać wodę do środka przez okna. Z cel zomowcy wyciągali nas na korytarz, gdzie była uformowana „ścieżka zdrowia”. Bicie do nieprzytomności, krzyki internowanych, kopanie, ciągnięcie za włosy...
Kwidzyn, 14 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Dostałam drugą torbę i po pracy wychodzimy na miasto. Krysia i Małgosia też mają takie torby. Na placu Defilad pełno wozów wojskowych i milicyjnych. Gęsto stoją budy, zomowcy uzbrojeni, w hełmach. Idą ludzie. Wyczuwa się niepokój, choć na razie nic się nie dzieje. Ze Świętokrzyskiej skręcamy w Krakowskie Przedmieście, a tu tłumy. Jest około 15.30. Od strony Starówki przez całą szerokość ulicy od muru do muru, od Hotelu Europejskiego do „Bristolu” i dalej od bramy Uniwersytetu do bramy ASP idą lawiną ludzie, skandujący: „Solidarność” i „Chodźcie z nami!”. Gdy minęłyśmy kawiarnię „Nowy Świat”, nagle — dosłownie w ciągu kilku sekund — cała ulica zostaje błyskawicznie zagazowana. Akcja była nagła i skuteczna. Ludzie wciskają się w bramy, miażdżą się, gniotą i zdezorientowani wypadają na podwórko. Trą piekące oczy rękoma, chustkami, rękawami, krztuszą się. Wpuszczamy krople sobie, żeby coś widzieć, a potem wszystkim ludziom gromadzącym się dokoła nas. Szło to bardzo szybko. I zabrakło kropli.
Warszawa, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Robi się szarawo. Lecą w górę rakiety świetlne. Demonstranci wyciągają butelki z benzyną. Skoty się cofają. Działko wodne grzęźnie na torowisku. Ląduje na nim butelka. Ogień. Przerażona załoga traci nerwy. Działko „tańczy”, żałosne dwa strumyki sik... sik... pryskają resztkami wody na pancerną ścianę. Po dramatycznej szamotaninie działko wydostaje się z pułapki i zmyka ile koni w silniku. „Hurrraa!” — wrzeszczą demonstranci. Skrzyżowanie znów bez milicji.
Od strony ronda Kocmyrzowskiego nadjeżdża esbecki fiat. Rzucają z niego petardy. Zawraca i znów się zbliża. Po chwili rozpędza się i nie bacząc na porozrzucane na ulicy kosze i ławki — z jakąś desperacją przebija się w kierunku ulicy Majakowskiego. Na koniec grzęźnie i już się nie ruszy. Demonstranci otaczają go. Esbecy w ostatniej chwili uciekają. Ktoś rzuca do środka butelką. „Pali się!” Wokoło entuzjazm. Ludzie grzmocą z wściekłością kamieniami w blachę samochodu. [...] Gdy wnętrze fiata wypala się, kilkunastu mężczyzn przewraca go na bok. Odchodzą na bezpieczną odległość i czekają... Jest! Potężny słup ognia tryska w powietrze — eksplodował zbiornik paliwa.
Nowa Huta, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Na ścianie ktoś napisał wielkimi literami: „Solidarność”. Do późnego wieczora trwa bój o to miejsce. O 18.45 w pobliżu Opery we Wrzeszczu rozlega się ryk atakującego tłumu i setki mężczyzn zbiegają z trawników w stronę jezdni. W powietrzu unosi się łoskot, jak gdyby nieregularne serie z karabinów maszynowych. Ale to tłum zdobywa kamieniami dwie milicyjne budy (przedtem przebito im koła i wywleczono kierowców). Zomowcy coraz słabiej ostrzeliwują się petardami, setki kamieni sypią się ciągle w te same punkty — łamiąc metalowe siatki i rozrywając pancerze. Tłum nadal bezlitośnie atakuje. Zomowcy poddają się — niektórzy z nich są w opłakanym stanie: pokaleczeni kamieniami, pobici, czarni, zaczadzeni.
Gdańsk-Wrzeszcz, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Z przerażeniem spostrzegłem pędzącą na nas na pełnym gazie milicyjną nyskę. Rozbiegliśmy się, szukając ukrycia. Gdy się obejrzałem — zobaczyłem, że nyska jeździ w kółko za uciekającym młodym człowiekiem. W pewnym momencie w okienku samochodu pojawiła się ręka — padł strzał. Chłopiec wyrzucił ręce w górę i padł, jeszcze próbował na czworakach uciekać przed oprawcami, lecz samochód był szybszy. Przejechał człowieka.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że krzyczę: „Mordercy!”.
Lubin, 31 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Pięćset osób na jezdni MDM-u miota się na okrzyk zmieniających się co chwila samozwańczych przywódców. Pięćdziesiąt metrów w stronę ronda, stop, do tyłu, może w Piękną albo w Koszykową. Jedno hasło nie chwyta, drugie cichnie po pięciu sekundach. Coraz większe poczucie absurdu, śmieszności. Zażenowanie dosłownie dławi gardło. Nigdy właściwie nie skandowałam z tłumem, a teraz — za nic. Dlaczego Gwido i Zbyszek, idący obok, jeszcze próbują? Dziwny wstyd wobec tych, którzy życzliwie przypatrując się z chodnika, nie reagują na rozpaczliwe „Chodźcie z nami!”. Nie idą, nie ma dokąd. Zbyszek wyciąga flagę ze znakiem „Solidarności”. Kiedy znajdujemy kij na drzewce i zaczynamy ją wciągać, już trzeba pryskać — ze wszystkich stron zomowcy.
Warszawa, 31 sierpnia
W stanie, oprac. Zbigniew Gluza, Katarzyna Madoń-Mitzner, Grzegorz Sołtysiak, Warszawa 1991.
Przyjechałem z Krynicy do Krakowa i natychmiast wsadzono mnie do samochodu Mietka Święcickiego […]. Wydawało nam się, że z nim będziemy bezpieczni i chyba tak było, do pewnego momentu. Razem z nami do samochodu Mietka – to był jakiś zdezelowany ford – wsiadł Piotr Skrzynecki, jako główny organizator, Piotr Ferster, wówczas jeszcze młodzieniaszek, i Zbyszek Kowalski, który od kilku miesięcy nosił nazwisko swojej żony – [Zbigniew] Preisner.
Przez cały dzień jeździliśmy po Nowej Hucie, bo tutaj odbywały się rocznicowe uroczystości. […] Z Nowej Huty przejechaliśmy do Krakowa. Oczywiście po drodze forda Mietka kilkakrotnie zatrzymywała milicja, ale jakimś cudem puszczano nas dalej.
W ostatniej niemal chwili wpadliśmy na Rynek, na którym o 18 miały rozpocząć się główne uroczystości rocznicowe. Chcieliśmy zobaczyć je i jednocześnie wziąć w nich aktywny udział. […]
Kiedy rozpoczęły się uroczystości, staliśmy już z całą grupą Piwniczan w sąsiedztwie Pałacu pod Baranami. Krzyczeliśmy jak wszyscy, śpiewaliśmy wzniosłe pieśni. W pewnej chwili wjechała na Rynek, czy już tam była wcześniej, milicja i z pomocą tych swoich szczekaczek namawiała ludzi do rozejścia się. ponieważ ludzie się nie rozchodzili, więc zaczęli pałować, puszczać gazy łzawiące […].
Jak już sytuacja wyglądała beznadziejnie, uciekliśmy w ulicę Bracką i schroniliśmy się, wraz z innymi manifestantami, w sieni domu, w którym mieszkał Grzesiu Turnau. Wyszliśmy, kiedy Rynek zrobił się wolny. Piotr poszedł, bo był z kimś umówiony, a mnie Zbyszek Preisner zabrał na kolację do siebie do domu.
O godzinie 23.00 miałem ostatni pociąg do Krynicy. Ponieważ pora była późna, więc Zbyszek postanowił odprowadzić mnie na dworzec. Podszedłem do kasy, żeby kupić bilet… i w tym momencie czuję rękę na ramieniu. Ktoś odciąga mnie od kasy.
- Ach, pan Antoni, jakże nam miło – mówi. – Prosimy z nami.
To był niezbyt wysoki mężczyzna, któremu towarzyszyło dwóch tęgich, zdecydowanych osiłków. Słysząc, co się dzieje, Zbyszek rycersko rzucił się na pomoc i wtedy oni do niego: „Pana również prosimy”. Szybko, żeby nie robić zamieszania – chociaż o tej godzinie dworzec był już raczej pustawy – wyciągnięto nas przed budynek do samochodu i zawieziono na ulicę Mogilską, do siedziby Komendy Wojewódzkiej Milicji. Tam wciśnięto nas do dużej Sali, czegoś w rodzaju poczekalni. Panował tam straszliwy zaduch od gazu łzawiącego, którym przesiąknięte były ubrania zgromadzonych ludzi.
Po jakimś czasie, bez przesłuchiwania, kazano każdemu oddać sznurowadła i wszystko to, co zabiera się w takich sytuacjach, czyli ostre przedmioty, zegarki itd. Nie rozbierano nas. Cele, w których nas zamknięto, były zapchane ludźmi; w jednym pomieszczeniu przeznaczonym dla 12 osób było nas ze 30, może 40 mężczyzn. Trudno było usiąść, nie mówiąc już o położeniu się. Przez 48 godzin gadaliśmy i śpiewaliśmy patriotyczne pieśni m.in. „Hymn Solidarności”.
Kraków, 31 sierpnia
Jolanta Drużyńska, Stanisław M. Jankowski, Kolacja z konfidentem. Piwnica pod Baranami w dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, Kraków 2006.
Polityczne podziemie, podejmując szerokie i wszechstronne przygotowania, mając różnorodne wsparcie z zagranicy, sprzyjającą — wobec trudności gospodarczych — społeczną sytuację wewnętrzną oraz poparcie części kleru — przegrało ostatnią szansę „o obronę Solidarności”.
Warszawa, 1 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Najder pochodzi z rodziny niemieckiej (ze strony ojca), która, jak sam twierdzi, „spolonizowała się dokumentnie w ciągu jednego pokolenia”. [...] Po raz pierwszy do swego niemieckiego pochodzenia nawiązał w pierwszym swoim wystąpieniu w audycji RWE. Być może chciał w ten sposób przypodobać się swoim monachijskim gospodarzom [...]. Nie jest jednak wykluczone, że wypowiedź Zdzisława Najdera ma sens znacznie głębszy. W jednym z biuletynów PPN-u poświęconych kwestii niemieckiej, którego autorami według wszelkiego prawdopodobieństwa byli Zdzisław Najder i Andrzej Kijowski, prezentowana jest teza, że podział Niemiec nie jest korzystny dla Polski [...].
Zdzisław Najder interesował się położeniem autochtonów na Opolszczyźnie. Świadomość niemieckiego pochodzenia mogła być tym czynnikiem, który w znacznym stopniu rzutował na całe dotychczasowe postępowanie Zdzisława Najdera. [...] Po nawiązaniu współpracy z wywiadem Stanów Zjednoczonych Najder zaprzestał jakiejkolwiek działalności opozycyjnej. [...] Sytuacja diametralnie zmieniła się w okresie narastania kryzysu społeczno-ekonomicznego w Polsce, czyli w połowie lat siedemdziesiątych. [...] Zdzisław Najder nie przyłącza się do żadnego z działających w kraju ugrupowań opozycyjnych. Tworzy własne pod nazwą Polskie Porozumienie Niepodległościowe. [...] Warto [...] zwrócić uwagę na następujące fakty w działalności samego ugrupowania i jego działalności wydawniczej, które bezspornie wskazują na to, że było to ugrupowanie bezpośrednio i ściśle sterowane przez komórkę obcego wywiadu zajmującą się prowadzeniem wojny psychologicznej:
PPN było ugrupowaniem personalnie związanym z osobą Zdzisława Najdera. [...] Każdy wyjazd Zdzisława Najdera za granicę powodował zaprzestanie działalności PPN-u. Brak w PPN-ie organu zapewniającego ciągłość działania dawał gwarancję zachowania kierunku ośrodka dyspozycyjnego, znajdującego się poza PPN-em. PPN stanowiło dla Najdera jednocześnie:
– przykrywkę (kamuflaż) jego działalności wywiadowczej; do tego celu służyły również inne zachowania się Najdera, np. głosił, że jest wielbicielem ideologii marszałka Piłsudskiego, w jego gabinecie pojawił się portret Marszałka itp.,
– źródło uzyskiwania wiadomości o sytuacji społeczno-ekonomicznej i nastrojach w społeczeństwie, zabezpieczające przed podejrzeniami informatorów, że w grę wchodzi działalność wywiadowcza,
– narzędzie sterowania pewnymi procesami społecznymi i wywoływania określonych nastrojów pożądanych dla ośrodka wywiadowczego kierującego działalnością dywersyjną.
Każde ze znanych ugrupowań opozycyjnych hołdowało jakiejś ideologii. Inaczej jest w przypadku PPN-u. [...] Gloryfikuje się wszystkie kierunki: Piłsudskiego, Dmowskiego, Witosa itp. Nie chodzi tu o żadną ideologię, lecz o stworzenie płaszczyzny działania dla wszystkich, którzy mogą stać się [...] przeciwnikami ustroju PRL. [...] PPN ma do spełnienia także inne zadania, np.: wyciszanie w imię wspólnej sprawy rozbieżności w innych ugrupowaniach opozycyjnych; przygotowanie gruntu do zrozumienia przez społeczeństwo polskie strategicznej koncepcji Stanów Zjednoczonych: połączenie Niemiec – rozkład ZSRR; badanie reakcji w tej kwestii. Znamienne jest, że po przesoleniu kwestii niemieckiej w jednym biuletynie PPN-u, co spotkało się z pewną opozycją, ukazał się następny biuletyn, w którym te same sprawy przedstawiono w formie bardziej strawnej.
Warszawa, 24 września
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
W Polsce montują mi proces o szpiegostwo (wyrok wydano od razu, kiedy ich doszła wieść o nominacji: od 25 lat w CIA). Do domu na wsi, opieczętowanego, coś tam podrzucili. Na Oboźnej robili bardzo szczegółową – i oczywiście bezskuteczną – rewizję. Z osób przesłuchiwanych (wszystkich dość odległych od głównej roboty PPN) nękano tylko te, które się dały wciągnąć w rozmowę. Teraz zresztą całą sprawę PPN-u widocznie porzucili.
Monachium, 30 września
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Żądamy zniesienia stanu wojennego, uwolnienia wszystkich aresztowanych, kontynuacji dialogu z Kościołem, ponownej legalizacji „Solidarności”. Delegalizacja niezależnych związków zawodowych „Solidarność” jest nie tylko złamaniem danych przez polski rząd obietnic, nie tylko wykroczeniem przeciw układom helsińskim, jest także policzkiem wymierzonym narodowi polskiemu.
13 października
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Wiemy, że wcale niemała też liczba aktorów, zwłaszcza młodych, z niecierpliwością oczekuje dnia, w którym udział w spektaklu telewizyjnym nie będzie groził środowiskowym bojkotem. […] Dziwaczność tej praktyki polega na tym, że odmawiają telewizji wstępu do teatru dyrektorzy państwowych instytucji. Doszło nawet do tego, że telewizyjny teatr Kwadrat również nie wpuścił w swoje progi telewizji, a dyrektor Dziewoński […] jest przecież pracownikiem telewizji […]. Front odmowy obejmuje wcale niemałą liczbę teatrów. […] Przerwanie bojkotu nie może być sprawą przetargu […]. Uważam, że bojkot stosowany przez poważną część środowiska teatralnego nie sprzyja umocnieniu nurtu postępowego.
Warszawa, 18 października
„Polityka”, nr 39, 13 listopada 1982, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu oraz inicjatywie środowiska teatralnego […]: 1. Proszę Obywatela Wojewodę (Prezydenta miasta) o zalecenie teatrom udostępnienia Komitetowi do Spraw Radia i Telewizji […] spektakli teatralnych w celu ich przeniesienia na nośnik materialny – z zachowaniem przepisów prawa autorskiego.
2. Komitet […] uzyskuje prawo do przeniesienia spektaklu na nośnik materialny oraz prawo do jego emisji na zasadach odpłatności na podstawie umowy z teatrem.
Warszawa, 23 października
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Dzień dobry Ci moja przenajświętsza Dziewczynko. Mój Boże słodki. [...] W tym liście szóstym to coś córeczko najdroższa pokręciłaś. Bo piszesz naprzód, że zdrowiejesz powoli, ale systematycznie. Następnie, że tego Twojego zdrowienia nie uwzględnia prześwietlenie, które „ani drgnie”. A następnie, że na podstawie prześwietlenia różni koledzy Marka obawiali się, że umrzesz (mówił Ci to Marek). W pierwszej chwili myślałem, że mnie sparaliżuje ze strachu. Uprzytomniłem sobie jednak, że gdyby tak to było, jak Ci się napisało, Marek powiedziałby Ci, że na podstawie Twego „obrazka” sądząc – umrzesz. A tego on powiedzieć nie mógł. Ergo coś Kochanie moje w tym liście pokręciłaś – dzięki Bogu. Tylko Słoneczko moje najcudowniejsze nie zmartw się tym, że mnie przestraszyłaś. Jak widzisz tamto już sobie wytłumaczyłem, a fakt, że Marek opowiada Ci o tym, co było, nim „niebezpieczeństwo minęło”, już mnie ucieszył na długie zimowe wieczory.
[...] Ale przede wszystkim to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 21 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jestem kimś z drugiej strony. Jestem za uczestnictwem, mimo licznych oporów i wątpliwości, przeciw bojkotowi. I może powinno by się powiedzieć trochę o losie takich, jak ja. Jest nas niewielu 60–70 aktorów. […] Z nami nie chce się grać. Dyrektorzy i reżyserzy nie obsadzają nas. […] Reżyser jest po stronie opozycji, więc nie chce pracować z aktorem, który ma inne poglądy. Nie obsadza go. Obsadza za to tego, który wystąpił z partii. W nagrodę. […] Wstydzimy się także siebie. Bo mówi się o nas „miernoty”. […] Przy mnie pada zdanie: „Wieszać takich na latarniach”. Za kilka dni anonim. Mowa o moim kilkunastoletnim synu i o tym, co z nim zrobią, jeśli nadal będę chodzić do radia. Przestaję, odmawiam. […] nasi „liderzy” nie przebierają w środkach, niszcząc przeciwników bojkotu.
Warszawa, 24 listopada
„Tu i Teraz” nr 26, 24 listopada 1982, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Nigdy nie uważaliśmy […], aby samorzutnie podjęte indywidualne decyzje nieuczestniczenia w środkach masowego przekazu stanowiły sytuację trwałą i pożądaną w życiu społeczności aktorskiej. Mamy nadzieję, że równolegle do starań zmierzających ku normalizacji w kraju i przywrócenia praw obywatelskich, ten bolesny okres nieobecności aktorów w Teatrze Radiowym i Telewizyjnym zostanie zamknięty. […] Stwierdzamy, że jakiekolwiek akty dyskryminacji naszych koleżanek i kolegów [nie uczestniczących w bojkocie] gdyby zostały dowiedzione, spotkają się z naszym kategorycznym sprzeciwem, ponieważ godzą w postępowe zasady stowarzyszenia.
Warszawa, 29 listopada
Protokoły z posiedzeń ZG ZASP, arch. ZASP, t. 82, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W związku z informacją PAP opublikowaną w prasie dnia 30.XI.1982 r. o decyzjach tyczących się zmian w strukturze życia teatralnego stolicy podjętych jakoby przy uwzględnieniu „propozycji środowisk twórczych zgłaszanych wielokrotnie...” pod adresem władz – stwierdzamy, iż środowisko teatralne, najbardziej zainteresowane sprawą, reprezentowane przez swoje Stowarzyszenie ZASP, nie zgłaszało żadnych propozycji mających na celu likwidację wiodącej artystycznie, wielce zasłużonej dla rozwoju kultury w Polsce Ludowej placówki, jaką stał się obrosły bogatą tradycją Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy.
Wstrząśnięci ogłoszoną decyzją, podjętą bez jakiejkolwiek z nami konsultacji, apelujemy o jej cofnięcie.
Nie negując potrzeby nowych inicjatyw uważamy, iż nie powinny być one realizowane kosztem likwidacji zespołu teatralnego o wyjątkowych walorach, powstającego w ciągu wielu lat wspólnej twórczej pracy. Jesteśmy zdania, iż za wiele strat poniosła kultura polska w swej historii przez rwanie ciągłości pewnych dokonań i instytucji skutkiem kataklizmów dziejowych, by w czasach pokoju pozwalać sobie na akty unicestwiania.
Warszawa, ok. 30 listopada
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
[Działalność ZASP-u] była sprzeczna z celami statutowymi, do realizacji których został on powołany. […] Związek nie zajmował stanowiska wobec akcji zmuszania artystów do bojkotu [radia i telewizji] […] i formalnie ogłosił swoją neutralność. […] Nie przeciwstawiał się praktykom szykanowania i dyskryminowania artystów, którzy nie uczestniczyli w bojkocie. […] wykazał tolerancję wobec antyspołecznego faktu bojkotu.
Warszawa, 1 grudnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Decyzja o rozwiązaniu ZASP wynika przede wszystkim stad, że kierownictwo tej organizacji, przyjmując postawę co najmniej tolerancyjną wobec antyspołecznego i niemoralnego bojkotu oraz nie stojąc w obronie szykanowanych i prześladowanych aktorów, sprzeniewierzyły się posłannictwu sztuki i swoim obowiązkom wobec narodu.
Warszawa, 1 grudnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Bojkot zaczął się spontanicznie, nikt nie przypuszczał, że przybierze takie rozmiary. […] Nikt nie chciał się pokazywać w TV, gdzie widać było twarze ludzi znienawidzonych. […] Okazało się, że nasze środowisko tak potwornie skłócone, może być godnym następcą wspaniałych pokoleń polskich aktorów. Okazało się, że nie jest to zawód niemoralny, że jest godny. Ludzie są dla nas pełni szacunku. Choćby dla takiego uznania warto było. Nieznajomi zatrzymywali mnie na ulicy i mówili – dziękuję. […] Prymas Glemp wzywając aktorów, żeby przerwali bojkot, popełnił kolejną gafę. Jego prośba może odniosłaby skutek, ale nie w takiej chwili. Poczuliśmy się, jakby ten cały nasz bojkot był psu na budę. Należały się nam chociaż słowa uznania. […] Najlepiej by było, żeby dzisiaj po rozwiązaniu ZASPu, żaden aktor nie występował.
Warszawa, ok. 1 grudnia
„Tygodnik Mazowsze” 1982, nr 36, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Rozwiązuję Stowarzyszenie p.n. Związek Artystów Scen Polskich zarejestrowane w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy pod nr 297.
Uzasadnienie
Działalność Związku Artystów Scen Polskich była sprzeczna z celami Statutowymi do realizacji których został on powołany. Po wznowieniu działalności Związek nie zajmował stanowiska wobec akcji zmuszania artystów do bojkotu państwowych środków masowego przekazu i formalnie ogłosił swoją neutralność. Nie podjął także żadnej próby przeciwstawienia się praktykom szykanowania i dyskryminowania artystów którzy nie uczestniczyli w bojkocie, nie wziął ich w obronę, a także wykazał tolerancję wobec antyspołecznego faktu bojkotu.
Takie postępowanie Związku jest więc sprzeczne z podstawowymi zadaniami statutowymi Związku. Od decyzji niniejszej służy stronom odwołanie do Ministra Spraw Wewnętrznych, za moim pośrednictwem, w terminie 14 dni od dnia doręczenia.
Odpis decyzji otrzymują:
Ob. Andrzej Szczepkowski -
Prezes b. ZASP
Ob. Jan Siekiera -
Kurator b. ZASP
Minister Kultury i Sztuki
Warszawa, 1 grudnia
„Przegląd”, Aktorzy, Nr 1, Warszawa 1983.
Po raz pierwszy w dziejach artyści zjednoczyli się, aby zbojkotować władzę, która panuje w ich kraju. […] Od 13 grudnia 1981 roku aktorzy polscy odmawiają pracy w radio i telewizji. Ich odważna solidarność to odpowiedź na rozpowszechnione opinie o „bezsilności artysty”. […] Cena, którą za to płacą, jest bardzo wysoka i, wiedząc dobrze po co żyją, nie są pewni jutra, pozbawiając się sami środków do życia. Dlatego AIDA wzywa wszystkich artystów, ludzi teatru, pisarzy, tancerzy, śpiewaków, reżyserów, plastyków, wszystkie teatry, kabarety, opery i ich ekipy techniczne, aby w dniach między trzecim a siedemnastym grudnia 1982 wybrały jeden spektakl wieczorny lub popołudniówkę i dochód z tej pracy przekazały na ręce polskich aktorów.
Paryż, 3–17 grudnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Twierdzenie, że ZASP miał obowiązek angażować się w sprawy bojkotu, nasuwa podejrzenie, że opiera się ono na pojmowaniu legalności tylko jako zgodności działań z życzeniem władzy.
Nieuzasadniony jest również zarzut, że ZASP nie przeciwstawiał się praktykom szykanowania i dyskryminowania artystów, którzy nie uczestniczyli w bojkocie. Do […] Sądu Koleżeńskiego nie wpłynęła żadna skarga osoby czującej się szykanowaną lub dyskryminowaną. […] Wyrazem naszej postawy i troski o sprawy naszego środowiska było także podjęcie w dniu 26 listopada br. rozmów z kierownictwem Komitetu d/s Radia i Telewizji.
Warszawa, 10 grudnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Uwzględniając nienaganne zachowanie się Ob. Henryka Perkowskiego w pracy po przywróceniu go do pracy [po uprzednim zwolnieniu z przyczyn politycznych], postępy procesu stabilizacji społecznej — postanowiłem zaniechać dalszego dochodzenia racji BPT „Predom-Projekt” w tej sprawie.
Decyzja powyższa nie zmniejsza zdumienia wobec tego procesu, dezaprobaty dla zajętej w nim postawy przez Ob. Henryka Perkowskiego.
Wrocław, 21 grudnia
Szczepan Rudka (opr.), Długa historia niewłaściwego afisza, „Karta” nr 36/2002.
Karol Małcużyński, poseł, w interpelacji:
W tym samym czasie [co apel prymasa Glempa] toczyły się rozmowy Komitetu do spraw Radia i Telewizji z przedstawicielami ZASP-u […] dotyczące występów aktorów w Radiu i Telewizji. W ciągu ostatnich dwóch dni, toczyły się rozmowy co do publicznego wystąpienia przed kamerami telewizji prezesa ZASP-u Andrzeja Szczepkowskiego. W chwili redagowania tego przemówienia i kolegialnej na jego temat dyskusji, prezes Szczepkowski został wezwany do Urzędu Miasta, gdzie wręczono mu decyzję o rozwiązaniu jego związku. Zapytuję panie ministrze, jakie były powody tej decyzji?
Kazimierz Żygulski, minister kultury i sztuki, w odpowiedzi:
Mieliśmy bardzo liczne sygnały, że ludzie pracy, którzy muszą często pracować w zmilitaryzowanych przedsiębiorstwach, nie mogą zrozumieć, dlaczego rząd cały rok pertraktuje z ludźmi, którzy brali z kasy pieniądze państwowe i byli zobowiązani do służby państwowej. […] Mam przed sobą statut ZASPu zatwierdzony w 1981 roku, o który Stowarzyszenie walczyło […]. Statut ten, jego litera, a przede wszystkim duch, był systematycznie i wykrętnie naruszany.
Warszawa, 31 grudnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W ostatnim dniu dyrekcji Hanuszkiewicza odbyła się ostatnia przezeń wyreżyserowana w Narodowym premiera Śpiewnik domowy [Stanisława Moniuszki]. Zakończyła się wielką owacją na rzecz odchodzącego dyrektora […]. Czyż mógł o czymś takim marzyć Hanuszkiewicz, kiedy w 1968 roku w atmosferze infamii obejmował dyrekcję Narodowego, zwolnioną przez wyrzuconego po Dziadach z hukiem Dejmka.
Warszawa, 31 grudnia
„Nowy Zapis”, nr 2/3, 31 grudnia 1982, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Z dniem 1 stycznia 1983 „byłe władze byłego ZASPu” postanowiły zawiesić aktorski bojkot środków masowego przekazu. Bojkot może być wznowiony w razie niezaprzestania represjonowania aktorów. Twórcy teatralni powinni nadal odmawiać udziału w programach i widowiskach, które w sposób jawny godzić będą w dobre imię instytucji i wartości utożsamianych z Sierpniem, odmawiać współpracy z ludźmi skompromitowanymi politycznie.
Warszawa, 1 stycznia
„Nowy Zapis” 1983, nr 2–3, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Ogłaszamy 1–8 I 1983 r. Tygodniem Sceny Polskiej. W tych dniach wyrazimy nasz szacunek i wdzięczność ludziom teatru – uczestnikom wielomiesięcznego bojkotu RTV. Wiemy, jak trudny był dla nich ten sprzeciw, najdłuższy strajk po ogłoszeniu stanu wojennego. W Tygodniu Sceny Polskiej: 1. sale teatralne w całej Polsce są pełne; 2. przychodzimy wszyscy z kwiatami dla aktorów, reżyserów, scenografów; 3. przyjście do teatru jest manifestacją solidarności z artystami, którzy tak długo i zdecydowanie wyrażali protest będący protestem milionów. Zwracamy się do Komisji Zakładowych o pomoc w realizacji naszego apelu.
Warszawa, 1–8 stycznia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Wydaje nam się, że nasza demonstracja spełniła już swoją rolę. Następny rok naszej nieobecności nie będzie miał już tej siły i znaczenia. […] Wkrótce przedstawimy Wam, Koledzy, próbę skodyfikowania zasad naszej etyki obywatelskiej i zawodowej. […] Kilka rad na dzisiaj:
1. Nie przyjmuj roli bez przeczytania scenariusza, zwracaj szczególną uwagę na interpretację faktów historycznych.
2. Przed podpisaniem umowy zapoznaj się z obsadą, nie pracuj z kolaborantami.
3. „Profil” i „Iluzjon” – NIE!
4. Nie bierz udziału w imprezach propagandowych służących gloryfikacji reżimu.
5. Nie bierz udziału w imprezach dla MO, ZOMO i ORMO.
6. Nie bierz udziału w imprezach propagandowo-politycznych dla wojska np. Kołobrzeg, imprezy rocznicowe itd.
W razie wątpliwości pytaj kolegów.
Warszawa, 12 stycznia 1983
„Tygodnik Mazowsze” 1983, nr 40, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Na czym polegało nielegalne działanie oskarżonych? Na rozpowszechnianiu fałszywych wiadomości, mogących wywołać niepokoje i rozruchy, rozpowszechnianych przez środek masowego przekazu. [...] Treść audycji Radia była wyrafinowana, wręcz perfidna. Powiedziano tam na przykład, że żyjemy w kraju, w którym toczy się wojna, wypowiedziana przez władzę narodowi. [...] Powiedziano także: „Nieprawda, że internowanie to co innego niż zwykłe więzienie”, dalej — „W kraju podeptane są prawa ludzkie”. Jakie? Tego nie podano.
Warszawa, 10 lutego
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Tajne specjalnego znaczenia [...]
3. Przyjęta do realizacji koncepcja funkcjonowania cenzury w okresie obowiązywania stanu wojennego generalnie okazała się słuszna i w przypadku zaistnienia sytuacji społeczno-politycznej, uzasadniającej ponowne jej wprowadzenie, może być wdrożona w oparciu o praktycznie sprawdzone założenia organizacyjne, przy zastosowaniu niewielkich modyfikacji. [...]
10. Praktyczne doświadczenia wynikające z technologii pracy cenzorskiej wskazują, że stosowanie dwóch pieczęci cenzorskich stanowiło utrudnienie w szybkim i sprawnym oznakowywaniu kontrolowanych przesyłek pocztowych. Nasuwa się wniosek, że należałoby wprowadzić jeden stempel, zawierający wszystkie cechy (napisy: „Ocenzurowano”, „Urząd Cenzury” oraz numer identyfikacyjny cenzora) oraz wykonany w mniejszym formacie.
Warszawa, 10 lutego
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Centrala Krajowa Związków Zawodowych w Szwecji z oburzeniem stwierdza, że od pewnego czasu toczą się w Polsce procesy, na mocy których wymierza się wysokie kary więzienia ludziom jedynie za to, że korzystają z praw działania na rzecz organizacji i spraw, w które wierzą. Ponieważ PRL podpisała międzynarodowe umowy gwarantujące obywatelom prawo do swobodnego organizowania się i działania w organizacjach związkowych, wyrażamy oburzenie z powodu aresztowań i skazywania na wysokie kary więzienia ludzi, którym zarzuca się korzystanie właśnie z tego prawa.
9 marca
Kolekcja Elżbiety i Jakuba Święcickich, zbiory OK.
Składamy dzisiaj na Wasze ręce gorące pozdrowienia i podziękowania dla wszystkich ludzi teatru, którzy wytrwale i nieugięcie bronią godności i dobrego imienia polskich aktorów. Wasza determinacja, odwaga i ofiarność są dla całego Narodu wzorem i przykładem solidarności. Oręż, którym dla każdego aktora jest ogień słowa, zastąpiliście, jak skutecznie, lawiną milczenia, które jest Waszą odpowiedzią na podeptanie ludzkiej godności i ludzkich praw. Zdajemy sobie sprawę z trudów Waszej walki i popieramy ją z całego serca. Będziemy pomagać Wam w tym, aby Wasz talent i sztuka nie był[y] wykorzystywane do niegodnych celów. Dziękujemy Wam z całego serca.
Nowa Huta, 27 marca
Wiesław Zabłocki, Stan wojenny w Małopolsce, Kraków 1994, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Kiedy G[ustaw] Holoubek zwrócił się w pożegnalnych słowach do kolegów, zespół zgotował mu owację, na opisanie której w tej suchej relacji brakuje słów. Marek Kondrat wygłosił w imieniu zespołu przemówienie pełne miłości, wdzięczności i przywiązania do byłego dyrektora. Gdy J. P. Gawlik [nowy dyrektor] poprosił o ewentualne pytania, głuchą ciszę przerwała Pani, która jest w teatrze tzw. fizyczną. „Przepraszam – zapytała – może artyści to rozumieją, więc proszę mi powiedzieć, dlaczego usunięto wspaniałego człowieka, a na jego miejsce dano gorszego?” Nie, droga, kochana Pani – artyści też nie rozumieją.
Warszawa, 14 kwietnia
Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Od 17.00 spacerujący tłumek. Kiedy Śródmieście roi się od spacerowiczów, milicji też więcej. Słusznie: MO zawsze z narodem. Spacerowicze zmierzają w stronę Dominikanów. Tam już tłum. Z zaplecza opery obserwuje sztab milicyjny, kamera z gmachu wojskowego również zwrócona na dziedziniec kościoła. Wzdłuż opery dalsze wozy. Nastrój pełnej gotowości bojowej.
Msza rozpoczyna się o 18.00, przeciąga się do 19.20. Z kościoła wychodzi milczący pochód. Idzie chodnikiem w stronę Pomnika. Przechodzi przy zielonym świetle i zakręca w stronę [ronda] Kaponiery. O 19.30 ZOMO wkracza do akcji, grupy uciekających wpadają w tunele podziemne. Któryś funkcjonariusz rzuca pałę pod nogi zbiegających po schodach. Goniące nyski jadą wężem, raz lewą, raz prawą stroną, czasami chodnikiem. Ruch na rondzie zatrzymany. 19.42 — właściwie po akcji.
Poznań, 3 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Przy współudziale KW PZPR, w wyniku długotrwałych dyskusji wprowadzono zmiany inscenizacyjne, zmierzające do usunięcia realiów polskich. […] Usunięto nadawanie z telewizora i przez głośniki komunikatów o stanie zarazy i wezwań do podporządkowania się zarządzeniom władz; usunięto z epilogu sztuki anonimowy song powstały w 1980 na Wybrzeżu Boże jak długo jeszcze; wyeliminowano sceny rewidowania księdza, zakończonej wyjęciem grypsu z brewiarza oraz tańca-walki szczurów-kelnerów ze szczurami-strażnikami symbolizującymi władzę. […]
Władze wojewódzkie postanowiły ograniczyć ilość spektakli (tylko dla kręgów profesjonalnych) oraz zrezygnować ze zwyczajowej oprawy propagandowej wokół tej inscenizacji.
Wrocław, 6 maja
AAN – GUKPiPW, t. 1726 oraz t. 3609, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Dnia 12 maja o godz[inie] 19.00 bez żadnego powodu milicja zatrzymała na placu Zamkowym w Warszawie 19-letniego maturzystę Grzegorza Przemyka, syna poetki Barbary Sadowskiej. Zawieziono go na komendę MO przy ul[icy] Jezuickiej i tam bestialsko skatowano, powodując ciężkie obrażenia organów wewnętrznych jamy brzusznej. Wymiotującego krwią i tracącego przytomność milicja usiłowała przez pogotowie skierować do kliniki psychiatrycznej, czemu sprzeciwiła się matka [...].
Dnia 14 maja Grzegorz Przemyk zmarł w szpitalu mimo pomocy lekarskiej. Odzyskawszy na chwilę przytomność wyszeptał, że biła go milicja i że słyszał, jak ktoś z przełożonych krzyczał do oprawców: „bić po brzuchu!”.
Warszawa, 12–14 maja
„Kos”, 25 maja 1983, [cyt. za:] Ile śmierci..., oprac. M. Radecka [pseud.], Warszawa 1984.
W tym samym dniu, w którym ukazała się kolejna Twoja wypowiedź o „polityce otwarcia” władz stanu wojennego i „świecie wyimaginowanym”, [...] w szpitalu na Solcu umarł, nie odzyskując przytomności, skatowany przez „siły porządku” osiemnastoletni uczeń Grześ Przemyk, jedyny syn poetki Barbary Sadowskiej. [...] Grzegorz Przemyk zdawał maturę. Zdążył zdać polski i matematykę, został mu ostatni egzamin. 12 maja wieczorem zatrzymano go na Starym Mieście i doprowadzono do komendy MO [...]. Świadkowie słyszeli zza ściany jego zwierzęce wycie. [...] Co Ty i Twoi współrządzący zamierzacie uczynić dla położenia kresu bestialstwu? [...] Co zostanie uczynione, żeby młodzież polską, nasze dzieci przestano wreszcie traktować jak wroga numer jeden naszego państwa, tropioną zwierzynę, cel kaleczących i zabijających ciosów na ulicach miast i za nieprzeniknionymi murami?
Warszawa, 16 maja
Leszek Biernacki, Kronika „Solidarności”. 20 lat dzień za dniem..., Sopot 2000.
Ja się tym ludziom specjalnie nie dziwię. Rozwinięto motoryzację, ludziska połknęli tego bakcyla, a tu szlaban na benzynę. Toteż starają się oszukiwać, jak mogą. Większość stosuje metody prymitywne, licząc na naszą nieuwagę. Można więc posmarować załącznik świeczką, aby potem usunąć z niego stempel, można załącznik pożyczyć lub opłacić ubezpieczenie za wrak, dawno już stojący na kołkach i w ten sposób uzyskać załącznik, można w okienku podstemplować i opłacić jedną ratę, a wziąć dwie, można wreszcie podjeżdżać kilka razy, udając każdorazowo stemplowanie załącznika, raz już podstemplowanego. Aby uniemożliwić ten ostatni numer przekreślamy pieczątkę długopisem. Stosowano również przeróbki baków. Do dziś pamiętam poloneza do którego wlałem 197 litrów...
Warszawa, lipiec
„Polityka”, nr 29/1983, cyt. za: Rodzima energia. Nafta i gaz na polskich ziemiach, wybór i oprac. Maciej Kowalczyk, Ośrodek KARTA, Warszawa 2012.
22 lipca odwołanie stanu wojennego. Nikogo to już nie cieszy. Ogólna apatia i przygnębienie. Ludzie wiedzą, że nic już nie zmieni naszej sytuacji, że władza zabezpieczyła się wieloma ustawami od wszelkich prób demokracji. Przez krótki czas swobody zaczerpnęliśmy powietrza na jedną chwilę. Gorzej jest niż przedtem, bo kiedyś mawiano: Oj, nie odważą się na takie coś. Przecie tej „Solidarności” całe dziesięć milionów! „Masz pojęcie Gieńka, co to jest — krzyczał Rysiek — całe dziesięć milionów!” No i odważyli się.
Warszawa, 22 lipca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
W polityce wewnętrznej kraju jego kierownictwo na czoło wysunęło problem porozumienia narodowego, wspólnego, konstruktywnego wysiłku. A jaką postawę przyjęły w tej kwestii teatry? Mimo wielu apeli, spotkań i narad najogólniej rzecz biorąc znaczna część teatrów wyczekiwała na rozwój wydarzeń. Brak było (z nielicznymi wyjątkami) aktywnej postawy ideowo-artystycznej wspierającej otwarcie program odnowy. Ale niestety, nie należały również do rzadkości postawy kontestujące. Najczęstszym zabiegiem repertuarowy było eksponowanie nurtu martyrologicznego przy pomocy zestawień klasyki polskiej z odpowiednimi pozycjami współczesnymi.
Warszawa, 5 października
Aktualne problemy życia teatralnego, Warszawa 1983, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
W ostatnich dwóch latach widzowie teatrów, najczęściej wbrew intencjom samego teatru, stawały się miejscem demonstracji politycznej. Dla uniknięcia incydentów, które wywoływały jak wiemy rezonans niekorzystny dla interesów ogólnych teatrów warszawskich – konieczne było odrzucenie szeregu utworów, które mogły wywołać nadmierne emocje widzów. I tak mimo naszej ostrożności – nadmiernej, jak to uznawało kilku dyrektorów teatrów – szeregu sytuacjom nie zapobiegliśmy.
Warszawa, 10 października
Aktualne problemy życia teatralnego, Warszawa 1983, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Określenie „Pokój za wszelką cenę” [którym rząd RFN tłumaczy m. in. swoją akceptację dla stanu wojennego w Polsce] — dla grupy ludzi albo państw — jest drwiną z podstaw wolności i demokracji. Zaklina złą rzeczywistość, gdyż oznacza podporządkowanie się każdej brutalności, także rozkazowi mordowania. Oznacza gotowość do kapitulacji przed agresją, bez patrzenia na skutki, jakie mogą z tego wynikać dla innych. To, co propagandyści od pokoju za wszelką cenę określają jako akt rozsądku, pragmatycznego myślenia, nawet miłości do ludzi, jest w pierwszym rzędzie ukrytą akceptacją tyranii, gwałtu — może i zbrodni — rzekomo dla uniknięcia „większego zła”.
11 listopada
Zbigniew Gluza, Dekada polsko-niemiecka, „Karta” nr 39, 2003.
Od 13 grudnia 1981 społeczeństwo polskie jest szantażowane wybuchem wojny. Polacy pozostają samotni wobec odpowiedzialności za los narodu i pokój świata. Okazując nadzwyczajną cierpliwość wobec dyktatury, utrzymują dziś pokój na świecie.
Światowe ruchy przeciwników wojny sprzeniewierzają się sobie, jeśli dziś pozostawiają Polaków swojemu losowi. Nie można utrzymać pokoju, nie likwidując sytuacji, w której wojska Układu Warszawskiego pozostają w stałej gotowości do wojny ze swoim społeczeństwem. Dlatego konieczna jest demilitaryzacja Europy Środkowej, w tym RFN, NRD i Polski.
Zwracam się do wszystkich ludzi na świecie, którym bliska jest sprawa ocalenia pokoju. Walka o pokój nie może toczyć się pod bazami NATO, gdzie instaluje się cruisy i pershingi.
Światowe ruchy pacyfistyczne mają moralny obowiązek wsparcia rodzących się w krajach Europy Wschodniej ruchów antywojennych i prowadzonej od 13 grudnia 1981 pokojowej walki społeczeństwa polskiego z wojskową dyktaturą.
7 czerwca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Po konsultacji i przy współudziale Wydziału Kultury Urzędu Miasta st. Warszawy, z repertuaru Teatru Dramatycznego usunięto dramat Stefana Żeromskiego Róża, w adaptacji i reżyserii Macieja Wojtyszki. […] Mimo zabiegów cenzorskich, jak również starań twórców spektaklu, pragnących wyeksponować przesłanie o konieczności i racji pracy u podstaw, a nie postawy romantyczno-rewolucyjnej, problematyka sztuki uniemożliwiła sytuowania jej w ścisłych historycznie ramach, co stwarza niebezpieczeństwo wielu współczesnych skojarzeń, a tym samym zachodziła obawa przed możliwością niepożądanej reakcji widzów na sceniczny przekaz dramatu Żeromskiego.
Warszawa, 5 lipca
AAN – GUKPPiW, t. 1772, cyt. za: Teatr drugiego obiegu. Materiały do kroniki teatru stanu wojennego 13 XII 1981–15 XI 1989, oprac. i red. Joanna Krakowska-Narożniak, Marek Waszkiel, materiały zebrał zespół pod kierunkiem Marty Fik, Warszawa 2000.
Po Sierpniu mieliśmy w Polsce rewolucję, która się samoograniczała ze względu na groźbę sowieckich czołgów, teraz mamy do czynienia z kontrrewolucją, która się samoogranicza ze względu na strach przed społeczeństwem. Oznacza to, że władza nie ucieka się do skrajnych środków, nie decyduje się na terror. Przeciwnie – chciałaby społeczeństwo skokietować, a nawet się z nim porozumieć, ale tylko na postawionych przez siebie warunkach. Ma więc do rozwiązania kwadraturę koła; tak jak my w czasach „Solidarności” chcieliśmy wpisać pluralizm w totalitarny system, tak oni dzisiaj chcą zamknąć w totalitarne ramy świadome społeczeństwo.
Władza blokuje wszelkie możliwości istotnych zmian, nie może natomiast – dopóki nie ucieknie się do terroru – zahamować społecznego działania. Inaczej mówiąc, działać można, ale zmienić sytuacji nie moż na. Jedyne, co można zrobić, to trwać.
18 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[Moim zdaniem] stała za tym [morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki] jakaś grupa polityczna, której podlega aparat policyjny, by zyskać bezpośredni wpływ na Jaruzelskiego i decydować o polityce personalnej, o rządzeniu, o przywilejach, o władzy i o tym wszystkim, o co toczy się tam zawsze walka. To jest koncepcja najbardziej przekonywająca i wydaje mi się, że nie sposób przyjąć innej.
[...] Generał Jaruzelski rozpoczął walkę ze swoim aparatem. Żeby mógł ją skończyć i umocnić się, musi mieć spokój społeczny. Jeśli damy mu ten spokój, nie żądając nic w zamian, to oczywiście nie będzie musiał nam nic dać. Dlatego trzeba naciskać na władzę, ale w taki sposób, aby nie stało się dla niej konieczne zastosowanie terroru.
Formą nacisku było wszystko, co się działo do tej pory: masowy udział w mszach, nocne czuwania, olbrzymia mobilizacja społeczna, sam pogrzeb, na którym kilkaset tysięcy ludzi demonstrowało swoją solidarność z ks. Jerzym i „Solidarnością”. W tym nastroju powagi, skupienia, modlitwy była jednocześnie wyraźna demonstracja woli społeczeństwa.
Dla wszystkich stał się jasny związek między śmiercią ks. Jerzego a praworządnością w Polsce. Związek między praworządnością a wpływem społeczeństwa na władzę. Ruch Komitetów Obywatelskich przeciw przemocy, organizowanie się społeczeństwa do nadzoru nad władzą, jest teraz ważnym środkiem nacisku, doniosłym i potrzebnym.
22 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
13 lutego [1985] funkcjonariusze SB uprowadzili z prywatnego mieszkania w Gdańsku siedmiu naszych kolegów, działaczy NSZZ „S”. Dwa dni później prokurator wydał nakaz tymczasowego aresztowania dla trzech z nich: Władysława Frasyniuka z Wrocławia, Bogdana Lisa z Gdańska i Adama Michnika z Warszawy. Fakt ten wskazuje na to, że zapoczątkowane 13 grudnia 1981 wprowadzanie gwałtu, przemocy, naruszania praw człowieka rząd PRL ma zamiar kontynuować. Akty amnestii mogą się okazać tylko działaniami chwilowymi, podjętymi dla wprowadzenia w błąd opinii publicznej Polski i świata.
Po wszczęciu nieprzytomnej kampanii przeciwko Kościołowi, teraz znowu zaczyna się polityczne aresztowania. W więzieniach nadal przebywa kilkudziesięciu naszych kolegów, działaczy „S”. Jesteśmy głęboko przekonani, że na akty bezprawia odziane w szaty prawa trzeba odpowiedzieć z całą siłą, żeby było jasne, że Polacy nie przyjmą biernie tego nawrotu nienawiści, represji, łamania praw ludzkich.
21 lutego
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Czy całe nasze sierpniowe zwycięstwo rozleciało się w drzazgi? Myślę, że nie. Nawet przeciwnie – to, cośmy w Sierpniu wygrali i przez „Solidarność” przenieśli, jest trwalsze niż sama „Solidarność”. Zdarzyło się w życiu narodu coś wielkiego i ważnego, czego nie potrafię z niczym w historii Polski porównać. W naszej pamięci historycznej nawarstwiały się same klęski, a tym razem przeżyliśmy i przeżywamy wielkie zwycięstwo. Nigdy w naszej historii społeczeństwo poza państwem nie było tak zorganizowane. Mamy zorganizowane społeczeństwo w komunistycznym totalitaryzmie, co się nigdzie poza Polską nie zdarzyło.
To, że jesteśmy zorganizowani, oznacza, że umasowiły się elity. Nie jest to już górne 10 tysięcy. Przestali to być ludzie, których zawodem jest uprawianie pamięci narodowej, wywodzący się tylko z elity intelektualnej kraju. Są to robotnicy, rolnicy, taksówkarze – 25 procent społeczeństwa. Olbrzymia masa ludzi, którzy czytają książki z nielegalnego obiegu, starają się zrozumieć, dokąd idziemy i po co, są autentycznymi przywódcami opinii. I to jest taki kapitał, jakiego ten kraj nigdy nie miał, i myślę, że nie ma żaden kraj na świecie. To jest więcej warte niż „Solidarność”, która miała lokale, teleksy...
Wiem, że mogą przyjechać czołgi i zrównać nas z ziemią. Ale naszego zwycięstwa nie da się cofnąć, póki będzie istniał naród, z którego tak wielu należy do elity, ryzykuje więzienie, wyrzucenie z pracy – i walczy.
8 sierpnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dziś mija piąta rocznica ogłoszenia w Polsce stanu wojennego. Tragizm naszej sytuacji powiększa fakt, że reżim czci tę rocznicę jako „Dzień Zwycięstwa”, a Jaruzelski, który krwawo zdławił „Solidarność”, jest nazywany „Ojcem Narodu”, który Polskę (i świat nawet!) od wojny ocalił. Perfidia sięga szczytu.
Warszawa, 13 grudnia
Józefa Radzymińska, dziennik ze zbiorów Biblioteki Narodowej.
W telewizji pokazano legalne zgromadzenie pod kopalnią „Wujek” i legalnie złożone kwiaty w hołdzie górnikom, którzy „polegli za wolność” lub „w obronie ojczyzny”. Dokładnej wersji nikt nie był mi w stanie powtórzyć, zbyt duży był szok i zaskoczenie. Ludzie nawet dzwonili do siebie, by sprawdzić, czy się nie przesłyszeli.
Górnicy z kopalni „Wujek” nie wiedzieli, że giną w obronie stanu wojennego i za PRL. Dowiedzieli się o tym po śmierci. Tak oto zamordowani stają się własnością Polski Ludowej.
13 grudnia
[Tomasz Jastrun] Witold Charłamp, Dziennik zewnętrzny, „Kultura” Paryż, nr 5, 7-8, 11, 12/1987.
Przedstawienie rozpoczęliśmy, jak zwykle, w pasażu Leona Schillera, nieopodal „Hortexu”, przy Piotrkowskiej. Była to pierwsza akcja, którą mocno zapowiadaliśmy ulotkami. Przybyło około 2 tysięcy osób. Pojawili się osobnicy z tabliczkami „Obiekt do Zatrzymania”. Tomek Gaduła wraz z „Wisłą” (Dorotą Wisłocką), ubrani w stroje ludowe, powitali pierwszy radiowóz chlebem i solą.
Wszyscy zaintonowali przeróbkę szlagieru Andrzeja Dąbrowskiego „Do zatrzymania jeden krok...”. Tym razem milicja nie dała potraktować się jako tworzywo artystyczne i nie dała się wciągnąć w akcję. Happening w Łodzi przekształcił się w wiec na temat „przywrócenia stanu wojennego oraz natychmiastowej koronacji Generała Wojciecha Jaruzelskiego”. [...] Teraz wszystko potoczyło się jak wielka „Pomarańczowa Lawina”. Coś pękło w ludziach i wszyscy chcieli szaleć.
Łódź, 13 grudnia
Waldemar Fydrych, Bronisław Misztal, Pomarańczowa Alternatywa. Rewolucja krasnoludków, Warszawa 2008.
W Rynku zrobiło się ciemno, czołgi zostały podpalone. Jakiś facet klęknął przed ogniem, do którego wrzucono petardę. Nastąpił wybuch. Wokół zaczęły fruwać rozżarzone resztki kartonów. Przyjechała Straż Pożarna, którą przysłali tajniacy.
Wrocław, 13 grudnia
Waldemar Fydrych, Bronisław Misztal, Pomarańczowa Alternatywa. Rewolucja krasnoludków, Warszawa 2008.
W siódmą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego [...] zdeterminowane grupki młodzieży (w porywach do 2 tysięcy osób) pojawiły się jak zwykle przy „Horteksie” na Piotrkowskiej (pamiętaj: Wrocław to Świdnicka! Gdańsk to Stocznia! Łódź to „Hortex”!) uzbrojone w czarne okulary — symbol jedności kulturowej z Kamczatką oraz w podania z prośbą o rewizje we własnych mieszkaniach. Główne hasło hepu: „Pomóż milicji, pobij się sam!”.
Pojawia się delegacja Galerii [Działań Maniakalnych] (stroje łowickie), pragnąca powitać chlebem i solą pierwszy radiowóz. Milicja wbrew miejscowym tradycjom nie zjawia się gromadnie, delegując na uroczystość jedynie cywilnych funkcjonariuszy. Tłum zaczyna śpiewać: „Do zatrzymania jeden krok, jeden jedyny krok, nic więcej”. Pojawiają się osoby — „obiekty do zatrzymania”. Trwa koncert bojowych okrzyków: „Chcemy stanu wojennego”, „ZOMO dla ludzi, ludzie dla ZOMO”. Tworzy się spontaniczny wąż skandujący: „Chcemy do ciupy”. W międzyczasie uczestnicy hepu legitymują się wzajemnie. W odpowiedzi na okrzyk: „Kto jest ubekiem — ręka w górę!” podnosi się las rąk. Na stojącym nieopodal pomniku Leona Schillera, mistrza sztuki teatralnej, pojawia się tabliczka „Obiekt do zatrzymania”. Milicja, podobnie jak pani Andzia, „ma wychodne”. Organizatorzy ogłaszają utworzenie Partii Monarchistycznej, pragnącej koronować generała Jaruzelskiego. Radość tłumu wzrasta: „Wojtek na tron!”. Plac przy „Horteksie” zostaje oficjalnie ochrzczony jako PLAC POMARAŃCZOWY. Na zakończenie kilka osób dzwoni pod numer 997 i informuje milicję o obcięciu wypłat za grudzień.
Łódź, 13 grudnia
„Przegięcie Pały”, wyd. Galeria Działań Maniakalnych, Archiwum Ośrodka KARTA, sygn. AO V/0943.
W ósmą rocznicę stanu wojennego rozległy się w południe syreny, a w wielu miastach odbyły się manifestacje, żądające ukarania winnych jego wprowadzenia. Niektórych ówczesnych prominentów dopuszczono jednak przed ekrany telewizyjne, by się tłumaczyli, co było przykrym zgrzytem, bo łobuzy nie nauczyły się niczego, wciąż gloryfikując decyzję sprzed ośmiu lat, tak zgubną przecież dla narodu i państwa. Istotnie, wielką plamą zostanie ta prezydentura sowieckiej marionetki, generała ZOMO-zy! Wcale się nie dziwię, że ludzie burzą się przeciw niemu i przeciw rządowi, co go toleruje!
Warszawa, 14 grudnia
Józefa Radzymińska, dziennik ze zbiorów Biblioteki Narodowej.
13 grudnia [1993] obejrzałem w głównym wydaniu „Wiadomości” zorganizowaną przez studentów demonstrację przed willą Wojciecha Jaruzelskiego.
Kilka godzin wcześniej słyszałem rozmowę dwóch studentów. Jeden wybierał się na demonstrację. Drugi nie. – Jeśli żądasz ukarania zbrodni stanu wojennego, to powinieneś demonstrować pod Ministerstwem Sprawiedliwości, sejmem czy Generalną Prokuraturą – mówił do „demonstranta”. Ucieszyłem się, że są w Polsce mądrzy młodzi ludzie. Problem polega na tym, że demonstranci spod willi Jaruzelskiego nie domagali się sądu; oni już osądzili i wybrali karę – pręgierz, tzn. publiczne upokorzenie.
[...]
Fundamentem demokracji jest poszanowanie godności człowieka – każdego. Dlatego przede wszystkim karać można tylko za naruszenie prawa i tylko wyrokiem niezawisłego sądu, wydanym po wysłuchaniu racji stron, rozważeniu wszystkich okoliczności. Demokracja może sprawnie funkcjonować tylko w kraju, gdzie większość uznaje zasady ładu społecznego. Fakt, że młodzi polscy inteligenci nie szanują godności osoby ludzkiej i lekceważą prawo, jest poważnym zagrożeniem.
[...]
Rządzący nie powinni bagatelizować znaczenia tej demonstracji. Chciałbym im przypomnieć, że marginalizowany studencki Marzec 68 też zaczął się od małej demonstracji, a ukształtował – jak się potem okazało – całe pokolenie polskiej inteligencji. Nie można trzymać trupa w szafie, jeśli mamy ze sobą rozmawiać o przyszłości.
17 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.